środa, 31 grudnia 2014

Postanowień czar

W poprzednim poście podjęłam temat postanowień noworocznych i jakoś tak drążąc temat postanowiłam sporządzić listę najpopularniejszych. Aż chce mi się dodać, postanowień, które najpóźniej po miesiącu wrzucamy do kosza. Dzieje się tak dlatego, że są nieprzemyślane, szczególnie przy przeliczaniu sił na zamiary, albo są takie jakie wypada mieć, albo są po prostu nie nasze. No przecież, gdy nobliwa ciocia z krytyką w oku spogląda się na korpulentną siostrzenicę, to jakie ona może mieć postanowienie? Przygwożdżona wzrokiem odpowie: w nowym roku schudnę. Gdy przełożony przenikając spojrzeniem pyta podwładnego o jego postanowienia musi usłyszeć: podniosę kwalifikacje, albo nauczę się niemieckiego. Gdy żona stoi obok udając astmę, co ma mąż powiedzieć? Rzucę palenie oczywiście. Przykłady można mnożyć. Zależy w jakim towarzystwie się znajdujemy i jaka odpowiedź jest pożądana. Później następuje etap, w którym usiłujemy przekonać sami siebie, że to jest dla nas dobre i powinniśmy tego chcieć, aż w końcu koncepcja upada w natłoku szarej codzienności i mija kolejny rok, w którym nic się nie zmienia. Jaka jest złota dziesiątka?

niedziela, 28 grudnia 2014

Noworoczne inspiracje

Koniec roku zazwyczaj wiąże się z postanowieniami. Nie wiem właściwie dlaczego ten moment, ale większość daje się ponieść tej chwili, gdy jedno się kończy, a drugie zaczyna i snuje plany w tym momencie.

Postanowienia, które po tygodniu zostają praktycznie zapomniane, bo prawdziwa zmiana nie może być impulsem chwili, ale powinna wychodzić z głębokiej, wewnętrznej potrzeby. Zmiana siebie jest, bowiem trudna i wymaga dużo pracy nad sobą. Wymaga wyciszenia i spojrzenia w głąb swojego ja, a wybuchy petard i grzmoty fajerwerków naprawdę temu nie sprzyjają. O płynącym potokami alkoholu nie wspominając, bo tworzy tylko piękną iluzję życia w tym momencie. Aby wiedzieć, co ma się zmienić, trzeba dojrzeć to, co robi się źle, to co wpływa na kolejne porażki, to co nas zatrzymuje w miejscu. To wymaga odizolowania się na chwilę od świata, który nas otacza. To wymaga poruszenia wyobraźnią i stworzenia sobie w myślach tego, jakby nasze życie miało wyglądać. Dopiero jak już uda się odnaleźć właściwy obraz, można rozpocząć identyfikację obszarów naszego życia, które trzeba zmienić.

środa, 24 grudnia 2014

SERCE Z KAMIENIA

czyli opowieść prawie wigilijna

W pewnym dużym, szarym mieście, jakich wiele; nie tak daleko stąd i nie tak dawno temu, żyła sobie dziewczynka. Nie była ani ładna, ani brzydka; ani chuda, ani gruba; ani stara, ani młoda; była po prostu w sam raz. Dziewczynka starała się być pogodna, ale miała niewielu przyjaciół. Dziewczynka nie była smutna, potrafiła uśmiechać się do siebie, do innych ludzi, do ponurego nieba, do jasnego słońca, a nawet do kałuż na drodze... Ale dziewczynka była bardzo, bardzo samotna i miała jedno wielkie marzenie...

Dziewczynka marzyła o tym, aby być komuś potrzebna. Chciała usłyszeć, że jest lekiem na całe zło, że gestem dłoni potrafi rozpędzić smutek dnia, że jest iskierką nadziei na kolejny rok, że jednym uśmiechem rozjaśnia ponury nastrój. Dziewczynka chciała usłyszeć, że jest jak cicha przystań, do której chętnie powraca się po burzach i sztormach na oceanie prozy życia. Dziewczynka pragnęła usłyszeć, że jej słowa dają ciepło, niosą radość, przywracają wiarę w sens życia, naprawiają zło wyrządzone przez innych. Dziewczynka bardzo chciała zasłużyć sobie na zaufanie drugiej osoby. Tak naprawdę dziewczynka marzyła o cieple, serdeczności i bliskości, o długich spacerach przy blasku księżyca, o trzymaniu za rękę, o skrycie kradzionych pocałunkach. Marzyła o tym, żeby zasypiać przytulona do czyjegoś ramienia i budzić się na tym samym ramieniu, żeby uśmiechnąć się i przytulić na dzień dobry, żeby nie martwić się o dzień następny, bo przy bliskiej osobie każdy dzień będzie dobry...

sobota, 20 grudnia 2014

Ambicja na miarę


Zazdrość ma też trochę inne imię, kiedy staje się jednym z motywatorów osiągnięcia celu.

Niektórzy nazywają ten stan „zazdrością pozytywną”, gdy jedna osoba zazdrości drugiej, że jej się udało i zwiększa wysiłki, aby jej też się powiodło. Niekiedy w tym kontekście pada też hasło „wejść na ambicję”. Ambicja jako taka jest obecnie uważana za cechę pozytywną, bo staje się siłą napędową do osiągania trudnych celów, realizowania swoich marzeń, zdobywania wiedzy i umiejętności. Arystoteles do ambicji podchodził jako do cnoty, wtedy kiedy ludzie szlachetni dążą do cnót i dóbr służącym innym, albo jako wady, gdy jest przesadna lub za słaba. I chyba od czasów starożytności, nowoczesna psychologia niewiele zmieniła w tej kwestii.

wtorek, 16 grudnia 2014

Zazdrośnicy w spódnicy

Zazdrość to takie uczucie dla mnie trochę ni w pięć ni w dziewięć i nie bardzo wiem, gdzie je umieścić. Czy po stronie tych mi bardziej przyjemnych czy raczej tych, które przeżywam niechętnie. Bo z jednej strony, jak mój mąż był o mnie ciut zazdrosny to połachotało to moje ego, ale z drugiej strony uznałam, że w zupełności nie ma do tego powodu i mnie rani, wykazując brak zaufania. A ja? Czy czułam się dobrze z zazdrością o męża? Też chyba nie, bo byłam niespokojna, towarzyszyła mi złość i poczucie bezradności.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

A pochwała w kącie stała

Tak się zastanawiałam ostatnio nad faktem, że chyba lepiej sobie radzę z przyjmowaniem krytyki niż pochwał. Zwyczajnie do krytyki jakbym przywykła, a przy komplemencie jakoś mi nieswojo. 

Podejrzewam, że z powyższym założeniem mogłoby się wiele osób zgodzić, bo ogólnie, jako społeczeństwo to chyba jesteśmy bardzo krytyczni. Rzadko zdarza się, że coś jest przyjmowane entuzjastycznie i otwarcie, zazwyczaj jest to takie trochę: tak, ale… W zasadzie, każda nawet najfajniejsza inicjatywa zawsze przyciągnie jakiś hejterów, czego przykładem był koncert Morriseey’a w klubie Stodoła, gdzie solista zaczął świetny koncert, ciepły, miły, a potem został obrażony przed kogoś z publiczności tak bardzo, że zszedł ze sceny. Reperkusje tego faktu są różne, bo 20 minutowy koncert to jednak za krótko dla jego fanów, ale ja akurat artystę rozumiem. Też nie byłabym w stanie kontynuować występu z powodów emocjonalnych, gdybym została obrażona w wulgarny sposób. Nadmierne krytykanctwo, przeradzające się wręcz w wulgaryzm, wpajane w nasze mózgi praktycznie od dzieciństwa prowadzi do nieumiejętności przyjmowania pochwał i mówienia komplementów.

piątek, 12 grudnia 2014

Kreatywny umysł

Kreatywność to ostatnio modne słowo, podobnie jak rozwój osobisty, asertywność czy coaching. Więc mój mózg przyjął je do zasobu używanych słów i przypisał mu adekwatną definicję.

Definicja ta jednak była chyba wyłącznie jego tworem, bo kreatywność kojarzyła mi się z przebojowością, pomysłowością i pewnością siebie. Za osobę kreatywną uważałam kogoś, kto jest popularny, zna większość odpowiedzi, ma jasno określone cele i sposób ich realizacji, a przy tym jest zdeterminowany do ich osiągnięcia. Lubi podejmować nowe wyzwania i trudności, czerpie satysfakcje, gdy znajduje rozwiązania. Jednym słowem, ktoś kto ma bardzo dobry pomysł na siebie i potrafi nakłonić innych do jego realizowania, czyli lider grupy. I tak jakoś w tej definicji rodem z zarządzania tkwiłam przez lata, nie zdając sobie sprawy, że jestem w błędzie. Albo raczej, że moje ramy określające „kreatywność” są zbyt wąskie. Bowiem, w myśl tego sama nie uważałam się za osobę kreatywną.

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Różnica charakterów

A jak właściwie jest z tym charakterem? Nie powiem zaczęłam się nad tym zastanawiać z powodu „różnicy charakterów”.

Ulubiony powód do rozwodu, bez orzekania o winie, to pierwsze, co ciśnie mi się na usta. Ale czy naprawdę tak jest, czy to po prostu kolejny banał?

Przecież od zawsze słyszałam, że różnice się przyciągają. Różnice zdań, różne postrzeganie tego samego, różne perspektywy, różne rozwiązania stanowią podłoże do rozwoju i dyskusji. To właśnie różne perspektywy patrzenia na to samo sprawiają, że życie jest urozmaicone. Czasami wystarczy na chwilę spojrzeć na problem innymi oczami, aby znaleźć rozwiązanie. Mi zdarzały się takie sytuacje, że szukałam rozwiązania problemu na różne sposoby przez cały tydzień, a potem powiedziałam o nim mężowi, przyjaciółce czy mamie. I nagle z ust tej drugiej osoby słyszałam coś, co działało jak podniesienie rolety i zobaczenie innego krajobrazu za oknem. Blokada puszczała i przychodziło rozwiązanie, które wydawało się banalnie proste i na wyciągnięcie ręki, ale nie mogłam go dostrzec.

sobota, 6 grudnia 2014

Mikołaje, skarpety, gadżety…


Magia grudnia nadal działa. 6 grudnia to taki fajny moment, który pamiętam od wczesnego dzieciństwa, gdyż wtedy dostałam pierwszy kalendarz adwentowy. Amerykański. Szaleństwo, jakie mnie ogarnęło na smak prawdziwej czekolady, wydzielanej dzień po dniu sprawiło, że tak dobrze zapamiętałam tamten moment. Moje dzieciństwo, bowiem przypadało na czasy towarzysza Gierka, który wpuścił jednak trochę powietrza w postaci cytrusów na święta. Mój wujek pojechał do pracy w ambasadzie w USA i z okazji świąt przysyłał paczki. W jednej z nich było właśnie to cudo, które dla zasady dostałam na Mikołaja. Zresztą kalendarz zaraz został mi zabrany pod pieczę dorosłych, abym nie zjadła wszystkich czekoladek od razu. Ale po tym jak mama mi wytłumaczyła, o co z nimi chodzi, sama pilnowałam, aby było „po jednej”. Wspaniałomyślnie te 5 pierwszych podarowałam rodzinie. Teraz to się wydaje śmieszne, ale wtedy to było „coś”. I tak mi od tamtej pory zostało, zresztą buty pilnie czyściłam, nawet pozostałym domownikom. I dzięki mojej mamie nigdy się nie zawiodłam. Zawsze, nawet w najgorszych chwilach, coś miłego w buciku było. I wywoływało uśmiech od ucha do ucha.

środa, 3 grudnia 2014

Magia grudnia

Ostatnio doszłam do wniosku, że grudzień jest najcieplejszym miesiącem w roku. Nie znaczy to, że oszalałam, tylko zmierzyłam inną temperaturę. Temperaturę ludzkich serc. 

Grudzień jest po prostu na swój sposób magiczny, a jego magia, działać zaczyna od pierwszych dni. W tym roku z grudniem nadszedł mróz, słońce i oczyszczenie atmosfery. Zrobiło się znacznie przyjemniej i jednak cieplej na duchu mimo mrozu za oknem. Nawet jeśli pojawiają się problemy. Nawet jeśli otrzymuję złe wiadomości, jest mi jakoś znacznie raźniej i przyjmuję je z większym spokojem. Może tak działa moja wiara w magię grudnia, ale działa i to najważniejsze. Zrobiłam już podsumowanie zeszłego roku, problemy, które mi pozostały przekształcam na „wyzwania” na rok kolejny i określiłam sobie nowe cele. Jest ich mniej, ale są ambitniejsze i w moim sercu zagościł spokój i ciepło.