środa, 30 lipca 2014

Propaganda sukcesu a pozytywne myślenie


Pozytywne myślenie to połowa sukcesu – powiedzenie znane każdemu, ale powinno mieć jeszcze drugą część – a druga połowa to pozytywne działania. Niektórzy wierzą w pozytywne myślenie jak w swoistą magię, która sprawi, że wszystko stanie się piękne i idealne. Traktują pozytywne myślenie jak swojego rodzaju narkotyk, który wprowadza w miły nastrój i buduje pozytywną przyszłość. Ludzie sukcesu są zawsze przedstawiani jako piękni, młodzi i bogaci. Oczywiście są opisywani jako pozytywnie myślący, zawsze uśmiechnięci i ogólnie zadowoleni z życia. To tylko napędza propagandę sukcesu pozytywnego myślenia i czyni coś jakby rodzaj religii, albo raczej sekty, jak twierdzą przeciwnicy pozytywnego myślenia, chociaż sami nie są pesymistami.

Pozytywne nastawienie


Jeśli coś może się nie udać, nie uda się napewno” – to prawo Murphiego często gościło w mojej głowie, niemal nim przesiąknęłam, nie zdając sobie sprawy, że sama podcinam sobie skrzydła. Bo jeśli dać mu wiarę, to nie warto zaczynać nic nowego co może się nie udać. Po co zaprzątać sobie głowę projektami z ryzykiem niepowodzenia, po co tracić energię na działania, skoro nie przyniosą oczekiwanego rezultatu. Z takim nastawieniem to albo się nie podejmiemy wyzwania, ale na zasadzie „samospełniającego się proroctwa” zrobimy wszystko tak, aby się faktycznie nie udało. Taki autosabotaż. 
czytaj dalej

wtorek, 29 lipca 2014

100% KOBIETY w kobiecie

Kobiecość..  Co oznacza bycie kobietą? Czy gładka cera, zaokrąglone biodra, wydatne piersi i pełne usta, które dostałam w pakiecie startowym od natury oznaczają, że czuję się kobietą, czy tylko czynią mnie samicą człowieka? Czy zaznaczając rubrykę w kwestionariuszu płeć, czuję się kobietą czy tylko jednostką statystyczną? A dlaczego niektóre zawody nie mają formy żeńskiej: rycerz, żołnierz, komisarz, inspektor, hydraulik, ksiądz, medyk, minister, premier; a inne z kolei mają tylko formę żeńską: niania, pokojówka, przedszkolanka? Czy dzieje się tak dlatego, że pierwsza grupa sprawia, że kobiety przestają być kobiece, a druga ich atrybuty kobiecości właśnie podkreśla? Czy walka, broń, władza i garnitur nie są jednak domeną mężczyzn, a kobiety są czułe, opiekuńcze i delikatne? Czy tak nie stworzyła nas natura? A dlaczego mam z tym walczyć? Walka o prawa kobiet, walka ze stereotypem garkotłuka, z niesprawiedliwością społeczną – tak popieram. Ale walka, aby zrównać kobietę i mężczyznę to dla mnie kompletna bzdura. Jest wbrew naturze. Czy my chcemy być jakimiś bezpłciowymi tworami, czy jednak jesteśmy ludźmi? Czy urok, wdzięk, powab to coś obcego? Bycie "wodą, ogniem, burzą, perłą na dnie" w gruncie rzeczy mi się bardzo podoba. Czy kobietą jestem tylko z definicji czy jednak się nią czuję?

piątek, 25 lipca 2014

Umiejętność rozmawiania

Źródło: P. Kotler, Marketing. Komunikacja, Warszawa 1999, s.545

Sztuka porozumiewania się jest jedną z podstawowych umiejętności w życiu człowieka. Człowiek, będąc z natury istotą stadną ma silną potrzebę nawiązywania relacji z innymi, spotykania, wymiany informacji, wiedzy i doświadczeń, budowania związków. I wszystko to zapewnia mu komunikacja, zarówno werbalna, jak i niewerbalna. Komunikacja to bardzo prosty proces, ale jednocześnie skomplikowany. Odbywa się wg schematu:



czwartek, 24 lipca 2014

Zaklęta w … KOTA

Jakiś miesiąc temu, opróżniałam kieszenie koszuli męża, żeby ją wrzucić do prania i wpadła mi kartka z jego tematami na terapię. Pierwszy, na którym zatrzymałam oko brzmiał: Jakim chciałbyś być zwierzęciem i dlaczego?
- Ty to masz fajne tematy na grupie – powiedziałam oddając mu kartkę – a mi każą pisać same trudne rzeczy o uczuciach, wartościach, współżyciu z ludźmi…
- A co Ty widzisz w tym fajnego, wymyślają po prostu – usłyszałam w odpowiedzi.
- Jakim chciałabym być zwierzęciem? Temat świetny, mogę odpowiedzieć od razu… chciałbym być kotem…
- Jakoś mnie to nie dziwi…

Potem wymieniłam całą listę powodów dlaczego chciałbym być kotem i o rozmowie zapomniałam, aż do teraz. Obecnie w trakcie rozmyślania nad moim rozwojem, pytanie powróciło mi w głowie i zaczęłam się zastanawiać, co to ma wspólnego z terapią i rozwojem osobistym, bo coś wspólnego mieć musi. Zmusza do myślenia o sobie? Pozwala wypłynąć marzeniom? Ma zmienić sposób postrzegania siebie? Może pozwoli odsłonić ukryte pragnienia? A potem przypomniałam sobie pewną chińską mądrość, która mówi: "To jest zwierzę, które kryje się w Twoim sercu".

wtorek, 22 lipca 2014

Wyznaczanie kursu, czyli o stawianiu sobie celów



Jeśli nie ustalasz celów dla siebie, jesteś skazany na pracowanie przy osiąganiu celów kogoś innego. Brian Tracy
Dlaczego akurat ten cytat na początek? Być może dlatego, że jest dla w pewnym sensie kwintesencją tego co było… tego co realizowałam, żyjąc we współuzależnieniu. I tu nasuwa się konkluzja, czy ja miałam wtedy jakieś cele? Ależ oczywiście, że TAK. Pracowicie jak mróweczka utrzymywałam życie mojego alkoholika pod kontrolą: dbałam o niego, sprzątałam, prałam, gotowałam. Obsługa full-servise. Walczyłam o mojego męża jak wadera, broniłam go jak lwica, aż wreszcie walczyłam z nim o każdy dzień, w którym nie pił. Codziennie ten sam cel. Żeby się nie napił. Pomijając niemożność jego realizacji, NIE BYŁ TO MÓJ CEL, ale porażki wynikające z jego niezrealizowania były jak najbardziej moje. Każdy kolejny dzień, który okazywał się kolejną porażką powodował, że stawałam się wobec życia coraz bardziej apatyczna, rosła frustracja i poczucie bezsilności. 

poniedziałek, 21 lipca 2014

Teraz...

Pewnego marcowego dnia stanęłam przed lustrem i poczułam się niezadowolona z siebie. Gruba, wstrętna, stara baba. Włosy jak siano, które u nasady się przetłuszczają. Skóra szara, matowa, bezbarwna jak moje życie… Ale czy ja coś z tym robię? Ano właśnie… Zapuściłam się, jestem niezadowolona, ale jednocześnie nie chce mi się nic z tym robić. Trudno mi się zmobilizować nawet do poprawienia się choćby kondycyjnie. Stoję przed lustrem, popadam w depresję i tępotę… Albo zbieram się godzinę zanim wyjdę z domu i zamiast zaplanowanych 3 kilometrów wracam po połowie, bo zimno, bo mi się nie chce, bo wieje, bo coś boli… Nie jem wprawdzie bardzo dużo, ale za to byle jak i żyję też byle jak. I tamtego wiosennego dnia terapeuta mnie się zapytał, co musi nastąpić, abym przestała planować marzeniowo, a zaczęła podejmować konkretne działania. Odpowiedziałam, że muszę dostać przebłysku…

niedziela, 20 lipca 2014

Kiedyś...

Kiedyś byłam inna… Żyłam życiem mojego alkoholika zamiast własnym… Pół roku temu trafiłam na terapię dla osób współuzależnionych i pomalutku zaczęłam patrzeć na siebie swoimi oczami i odzyskiwać kontrolę nad swoim życiem. Doszłam do wniosku, że niemożliwym jest naprawić zło całego świata, ale dam radę naprawić swoje życie. Pierwszy krok robił mój alkoholik, gdy zdecydował się podjąć leczenie i przestał pić. Potem na terapię poszłam ja, gdyż praca nad sobą to jedyna droga, aby odzyskać stracone zaufanie i naprawić wzajemne relacje. Bo trzeba zmienić siebie, a świat dookoła też zacznie się zmieniać.