Życie w iluzji



PUŁAPKA STEREOTYPÓW


Gdy człowiek spotyka się z całkiem nową dla niego sytuacją, znajdzie się w zupełnie nowym środowisku, nieznanym sobie do tej pory musi zmierzyć się z olbrzymią ilością nowych informacji, które do niego docierają. Nie jest możliwe dla ludzkiego mózgu zarejestrowanie i przetworzenie każdej z nich – to są tysiące danych w każdej sekundzie. Trudno dostrzegać i analizować każde słowo, każdy ruch, każdy gest, każdą zmianę tonu głosu. Nasze mózgi, aby to uporządkować znalazły rozwiązanie, czyli uproszczone schematy myślenia. Oznacza to pójście po najmniejszej linii oporu i pobieramy tylko tyle informacji, ile potrzebujemy do podjęcia decyzji czy rodzaju działania. Stereotyp to jest właśnie jeden z takich mechanizmów poznawczych. Inaczej nazywany przekonaniem grupowym. Jest to po prostu droga naszego umysłu „na skróty”, schemat myślowy odnoszący się do jakiejś grupy społecznej, przeważnie zabarwiony emocjonalnie i wartościujący. Niestety zazwyczaj opiera się na zabarwieniu negatywnym, są dalekie od rzeczywistości i zakorzenione w ludzkiej świadomości przez pokolenia. Często powstając opierały się o jakieś ziarenko prawdy, stąd też ich ogromna moc. Bardzo łatwo jest im ulec, bardzo trudno zaprzeczyć. Raz sformułowane stereotypy są niezwykle odporne na zmiany pod wpływem nowej informacji. Zazwyczaj, jeśli ta informacja jest prawdziwa, zaczyna być przyswajana jako „wyjątek tylko potwierdza regułę”.

Ale jak to działa?

Zanim przejdę do właściwego stereotypu, którego osobiście doświadczyłam, zacznę od tego, przez pryzmat którego, określa się osoba współuzależniona. Stereotyp alkoholika. Najprostsza metoda sprawdzenia, to wpisanie w wyszukiwarkę hasła „synonim alkoholika”.
Synonimy słowa alkoholik z podziałem na grupy znaczeniowe:

alkoholik: bachusowy sługa, bibosz, birbant, dypsoman, dypsomaniak, gazownik, lump, moczygęba, moczymorda, ochlajtus, ochlaptus, ochlapus, oliwa, opijus, opilca, opilec, opój, pijaczek, pijaczyna, pijaczysko, pijak, pijanica, pijus, trunkowy

alkoholik: bibosz, menel, moczygęba, moczymorda, ochlaptus, ochlapus, opijus, opilca, opilec, opój, pijaczyna, pijaczysko, pijak, pijanica, pijus, żul

alkoholik: dykciarz, menel, pijak, żul

alkoholik: nałogowiec

alkoholik: ożyrok, bejc, pijak

Źródło: http://synonim.net/synonim/alkoholik

Każdy kolejny link, ten sam zestaw słów. A gdzie określenie: osoba uzależniona? Jedno jedyne „nałogowiec”, ale to też określenie o zabarwieniu negatywnym. Jakie zatem choćby po takiej lekturze można mieć skojarzenia o alkoholikach? Tak, śmiało – pójdźmy na nasze skróty myślowe: alkoholicy pochodzą z marginesu społecznego, codziennie piją i piją do upadłego, śmierdzą, są zaniedbani, nie myślą racjonalnie, mają wyniszczone organizmy, awanturują się, kłamią, kradną, są bezdomni, bezrobotni itd. Jednym słowem obraz biedy, nędzy i rozpaczy. Wizja całkowitego upadku moralnego. Czy to nie jest prawda? Widziałam takie obrazki nie jeden raz, więc nie zaprzeczę, ale… taki obraz alkoholika to obraz człowieka w ostatnim stadium jego choroby. To tak jak chory na raka w stadium terminalnym. Osoby uzależnione są w każdej warstwie społecznej. Nie muszą pić do upadłego, aby stracić kontrolę. Bywają doskonałymi menadżerami, profesorami, nauczycielami, księgowymi. Mogłabym tutaj po kolei przytaczać przykłady zaprzeczające temu stereotypowi, ale nie to jest przedmiotem moich przemyśleń.

Właściwym tematem moich rozważań jest stereotyp żony alkoholika. Stereotyp, będący miną, na którą sama weszłam. Przekonanie (nawet bym się posunęła do określenia uprzedzenie) ściśle „wyhodowane” na stereotypie alkoholika, dlatego go przywołałam. Trudno bowiem, aby po takim opisie alkoholika, jego żonę opisać jako pełną optymizmu kobietę, uśmiechniętą i szczęśliwą. Odnoszącą sukcesy. Myślącą o swoim rozwoju. Nieistotne, że skoro niektórzy alkoholicy bywają prezesami firm, to ich żony prowadzą barwne życie. Typowe błędne koło. Zatem, jakie panują powszechne przekonania o żonie alkoholika:

- ofiara losu – kobieta postrzegana z pozycji ścierki, którą przenośnie lub dosłownie zamiata się wszystko, ofiara przemocy, która daje sobą pomiatać. Kobieta, o której się mówi: sama sobie winna, bo chłopa nie umiała wychować; widziały gały, co brały itp.
- cierpiętnica – kobieta, która wchodzi w awantury z mężem, wylewa mu lub chowa alkohol, kłóci się z nim, dogryza jednocześnie manifestując swoje cierpienie.
- męczennica – nierzadko męczennica z różańcem czekająca na cudowną odmianę swojego losu i alkoholowe nawrócenie męża.

Zatem ogólnie rysuje to wizerunek kobiety, smutnej, zaniedbanej, zmęczonej życiem, bezbarwnej, cierpiącej z powodu gehenny, jaką funduje jej mąż – pijaczek spod budki z piwem. Kobietę podporządkowaną i bez przyszłości. Wizerunek, który założyłam na siebie po 6 latach walczenia z moim alkoholikiem. Stereotyp, do którego przez te 6 lat dążyłam. Dlaczego? Mogłam w życiu walczyć o siebie, albo o mojego alkoholika. Na jedno i drugie, nie starczyło mi energii. Przejmując z każdym rokiem kontrolę nad jego życiem, traciłam nad swoim. Zgodzenie się na ten stereotyp uwalniało mnie od myślenia, pracy nad sobą, dbania o swoje potrzeby. Skoro taki wizerunek „żony” mój mózg sobie wdrukował, to jak mogłam dążyć do wizerunku kobiety cieszącej się życiem? Po co miałam starać się żyć, skoro mogłam sobie funkcjonować jak robot-garkotłuk, który nie musi dbać o siebie. Musi tylko zachować sprawność, żeby ponosić konsekwencje za alkoholika. Każda kolejna przegrana w walce z jego piciem były tylko kolejną moją porażką, jako kobiety, jako dobrej żony i umacniały we mnie poczucie, że nie ma wyjścia. Cokolwiek robię kończy się cierpieniem. Więc, po co robić cokolwiek?

Zdrowy człowiek się zapyta: czemu godziłaś się na rolę ofiary, nie widziałaś co dzieje z tobą? Oprócz skutecznie blokującego racjonalne myślenie systemu iluzji, wypielęgnowałam jeszcze w sobie przekonanie, że żona alkoholika jest wierna i posłuszna jak pies. Skąd to przekonanie? A co mówiono mi przez lata o alkoholikach i ich rodzinach? Że to patologia i margines, że alkoholik to potwór, który dręczy żonę i płodzi wyrodne dzieci. Takie opinie słyszałam w szkole, na ulicy, od krewnych, którzy przy obiedzie mówili o sąsiedzie – alkoholiku, który pije denaturat, kradnie i gwałci. I jak nie będę się uczyć, to po mnie przyjdzie i mnie ukradnie. Byłam tylko dzieckiem, nie wiedziałam, co to znaczy, ale zapamiętałam. Telewizja czy prasa też donosiła tylko o negatywnych aspektach związanych z alkoholizmem, a internetu jeszcze nie było. To, że jestem inteligentną osobą, mam wyższe wykształcenie, pogodę ducha, marzenia, pragnienie rozwoju, pochodzę z „dobrej” rodziny przestało mieć znaczenie. Kiedy dotarło do mnie, że jestem żoną alkoholika, stereotyp zaczął działać. Weszłam w tą rolę i doskonale się w nią wpasowałam. Co więcej hasło „żona alkoholika” doskonale działało na innych. Nikt ode mnie nic nie wymagał, nie dostawałam trudnych zadań, wzbudzałam raczej współczucie, albo wręcz litość. Nie musiałam czuć, nie musiałam myśleć, nie musiałam żyć. Na ludzkim współczuciu też można funkcjonować. Nie podejmować wysiłków, zresztą nikt tego po mnie nie oczekiwał.

Jak zatem wyjść z pułapki stereotypu, w który się wpadło tak głęboko? Psychologowie radzą samodzielne myślenie. Zbieranie rzeczywistych faktów o danej grupie ludzi. Ale najlepszy jest kontakt z osobami z takiej grupy, które posiadają także cechy inne niż wdrukowane w nasz stereotyp. Z kontaktem powinno być związane 6 warunków: wzajemna zależność, wspólny cel, jednakowy status, nieformalny, interpersonalny kontakt, kontakty wzajemne, społeczne normy równości.[1] Dokładnie te wszystkie warunki realizuje grupa terapeutyczna. W moim przypadku od stereotypu żony alkoholika uwolniłam się w momencie, jak zaczęłam siebie nazywać osobą współuzależnioną. To określenie było dla mnie czystą kartą, bez negatywnych zabarwień, zaczęłam zapisywać ją samodzielnie. A gdy weszłam w tą swoją nową rolę zmieniłam postrzeganie siebie. Nawet zaczęłam budować swój nowy wizerunek, jako osoby, która uświadomiła sobie błędy i poznała swoje realne możliwości. Osoby, która lubi się śmiać i jest zadowolona z życia, która się rozwija i stara się żyć według swoich zasad. Mówię o sobie jeszcze czasem „żona alkoholika”, ale tylko po to, żeby zmienić ten negatywny stereotyp w swoich oczach, ale być może i oczach innych. Przestałam się już identyfikować z tym stereotypem.

[1] E. Aronson, T.D. Wilson, R.M. Akert, Psychologia społeczna, serce i umysł

 

ŚWIAT ILUZJI I ZAPRZECZEŃ

Mój alkoholiku, dlaczego oboje osiągnęliśmy nasze wspólne dno? Dlaczego żadne z nas nie widziało, że nasze życie to równia pochyła w kierunku przepaści? A może widzieliśmy, tylko nie chcieliśmy dostrzec konsekwencji tej drogi?
Oboje żyliśmy w świecie iluzji.

Ty stworzyłeś sobie własny system zaprzeczeń i iluzji, który pomagał Ci nie dopuścić do siebie takiej oczywistej prawdy, że jesteś alkoholikiem. Przecież to bolało. Oznaczało, że musisz wziąć swoją prawdę na swoje barki i podnieść jej ciężar. Łatwiej było jej nie widzieć i codziennie obchodzić niczym olbrzymią górę na swojej drodze.

System iluzji jest jednym z mechanizmów obronnych naszej psyche. Dzięki niemu możemy funkcjonować w względnym komforcie i zmniejszać dokuczliwość przykrych wydarzeń. Trzy podstawowe funkcje mechanizmu iluzji to: ocena zaistniałej sytuacji, uporządkowanie informacji i znalezienie rozwiązania problemu. Doświadczamy go na co dzień. Gdy zostaniemy pochwaleni za naszą pracę, iluzja przywołuje następujące stwierdzenia: odniosłam sukces (ocena sytuacji), bo ciężko pracowałam, poświęciłam dużo czasu, konsekwentnie dążyłam do celu, ponieważ jestem kreatywna, błyskotliwa i inteligentna, sumienna (porządkowanie informacji) i mogę być z siebie dumna (rozwiązanie). Natomiast, kiedy ponosimy porażkę, zaczyna się poszukiwanie jakiegoś wytłumaczenia: nie wygrałam (ocena sytuacji), ponieważ konkurs był ustawiony, wybrali Kowalskiego, bo to siostrzeniec prezesa, nie zdążyłam na czas, bo komputer się zwiesił, internet zamulał, a w drukarce zabrakło tuszu itd. (porządkowanie wytłumaczeń); to nie moja wina (rozwiązanie problemu). Mówiąc jeszcze prościej – system iluzji „powiększa” nasze zalety: jestem bardzo mądra oraz pomniejsza wady: jestem troszkę chaotyczna. Logicznie myślący człowiek zazwyczaj dostrzega jego działanie i w odpowiednim momencie jest w stanie dokonać racjonalizacji myślenia, czyli zejść na ziemię i spojrzeć bardziej obiektywnie.

System iluzji i zaprzeczeń u osoby uzależnionej jest bardzo mocno zakorzeniony i doskonale zakamuflowany w jej myśleniu. Pozwala jej funkcjonować w świecie uzależnienia, skutecznie blokując racjonalne myśli o nałogu, logiczne argumenty docierające z zewnątrz (na przykład z artykułów w prasie, internecie) czy opinie najbliższych i znajomych, świadczące o uzależnieniu. Pełni trzy zupełnie inne funkcje: zaprzecza faktom, zapomina minione fakty, zniekształca wspomnienia. Czyli prościej mówiąc tworzy alkoholikowi jego własny „realny świat”, tylko oparty na jego złudzeniach. Dlatego właśnie pierwszym krokiem w leczeniu uzależnień jest „rozbrojenie” tego systemu. Nie jest w stanie tego zrobić samodzielnie alkoholik, bo system iluzji działa również w czasie pozostawania w abstynencji. Dopiero druga osoba (członek AA, terapeuta), która doskonale zna ten system, może dostrzec i krok po kroku wskazywać objawy „pijanego myślenia”.

System iluzji i zaprzeczeń to zwykle system „sztuczek umysłowych”
Zaczyna się od racjonalizowania i oczywistego: każdy prawdziwy facet czasami musi się napić i nie ma w tym nic złego. Nie jestem agresywny, nie biję Cię, wracam i idę spać. No tak… i jak tu dyskutować, przecież to sama prawda… Tylko to prawda widziana oczami alkoholika. Przecież gdybym zaprzeczyła to byłby atak na męskość nieprawdaż? Jakbym powiedziała, że prawdziwego faceta poznać po tym, że właśnie potrafi się powstrzymać od picia, palenia i seksu, udowodnić sobie i światu jak jest silny i wytrwały, gdy chodzi o jego dane słowo... Usłyszałabym pewnie, że jestem złą żoną, że się czepiam, stawiam wygórowane wymagania, którym trudno sprostać i dlatego trzeba iść się napić, czyli najprościej mówiąc obwinianie. Ja jestem zła, bo marudzę, szef jest zły, bo się czepia, a nawet kot jest irytujący, bo za głośno miauczy. I tylko w jeden sposób można uspokoić skołatane nerwy. Następnie minimalizowanie: dwa piwa dziennie to żaden nałóg. Przecież mnóstwo osób sobie piwkuje i nie nazywasz ich alkoholikami. No tak, tylko, że to nie były tylko dwa piwa, to było pięć piw i butelka wódki z kolegami za sklepem. A potem jeszcze po drodze mała wizyta w barze na trzy kolejki. Oczywistym było też zaprzeczanie: nie jestem żadnym alkoholikiem, nawet od jutra mogę przestać pić!!! Tylko, że z tym jutrem to było jak z przysłowiowym poniedziałkiem. Oddalało się i oddalało…
Alkoholizm zakłada różowe okulary i przywołuje w pamięci rzewnie wspomnienia dyskotek, festynów i zabaw w stolicy, na które jeździło się z kumplami, na których była taka dobra zabawa. Tu działało koloryzowanie wspomnień związanych z piciem. Bo wspominana była tylko dobra zabawa. O konsekwencjach tej dobrej zabawy, zaś ani słowa. System iluzji to też mistrz odwracania uwagi. Jakiekolwiek wspomnienie o twoim piciu, nawet próby pozytywnego wsparcia, wywołują irytacje i od razu pojawiają się charakterystyczne: musisz mi to wypominać, nie masz innych tematów? Albo wręcz: czy nie miałaś na jutro upiec placka? No i wreszcie marzeniowe planowanie. Co można osiągnąć jak się wytrzeźwieje. Ile jest się w stanie zrobić. Bycie panem świata. Wszystko można załatwić. Założyć firmę i mieć dużo zleceń, bo zna się tylu ludzi. Kupić nowy samochód. Pojechać na wakacje. Trochę to brzmiało jak: „tu na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco”. Tylko niestety następnego dnia nie miał go, kto wybudować… Alkoholikowi wystarczało przeżywanie samych przyjemności związanych z marzeniami. Lub wręcz fantazjowanie o przyszłości, czy przeszłości. Przejście do realizacji było zbyt trudne, więc pije dalej marząc…

U alkoholika system iluzji i zaprzeczeń jest wzmacniamy przez dwa inne systemy: system nałogowego regulowania uczuć (łagodzenie emocjonalnych deficytów alkoholem) i system dumy i kontroli (podwójna osobowość alkoholika, zaburzenia poczucia tożsamości (jego spójności), poczucia własnej wartości, poczucia mocy).
Ja też stworzyłam sobie most linowy nad przepaścią, który pozwalał mi na funkcjonowanie, mimo że codziennie chodzenie nim wiązało się z dużym wysiłkiem. Długi czas odsuwałam od siebie myśli o tym, że mieszkam z alkoholikiem. Przejęłam tą samą iluzję. Bo może faktycznie się czepiam. Ostatecznie wraca do pracy lub podejmuje nową, przestaje pić na pół roku i jest dobrze. Wraca normalność. A z tym piciem po tydzień, dwa raz na pół roku jakoś sobie poradzimy… A może tym razem będzie to dłużej niż pół roku? A może ja tylko wmawiam w niego, że pije za dużo. U mnie w rodzinie pijało się mało alkoholu, tylko okazjonalnie, więc może nie jestem obiektywna. Może ma rację twierdząc, że facet musi się czasami po prostu napić, żeby zrzucić z siebie stres. Może to normalne. Ale niestety nie było, okresy abstynencji były coraz krótsze, a picie coraz ostrzejsze. Uświadomienie sobie, że najbliższy mi człowiek jest alkoholikiem zabolało, ale mimo bólu pozwoliło mi znaleźć energię, aby zmusić go do poszukania pomocy. Zaczęłam skupiać się na skłonieniu go do podjęcia leczenia, pogodziłam się z określeniem „żona alkoholika”. Nawet przyjaciółkom powiedziałam, że mój maż pije.

Ale to jeszcze nie zerwało mojego mostu, którym nadal codziennie z wysiłkiem chodziłam, balansując na krawędzi. Oprócz iluzji przejętych od mojego alkoholika miałam jeszcze swój własny. Balansowałam w stereotypie żony alkoholika, pogodzona z porażką i bezsilnością. Chociaż czasem nadzieja jeszcze troszkę „popiskiwała”, to reszta moich uczuć pogodziła się z rolą ofiary losu. Uznałam wprawdzie, że jestem żoną alkoholika, która ma problemy ze sobą i poszłam do ośrodka podjąć terapię, ale nadal nie potrafiłam spojrzeć w tą swoją przepaść. Nadal uważałam to problem mojego męża, a ja przyszłam dla świętego spokoju. Przyszłam, ponieważ mój alkoholik po trzech miesiącach swojej terapii powiedział mi, że powinnam przyjść do ośrodka, bo inaczej nie wyjdę ze swojej klatki (podpowiedziała mu to jego terapeutka). Przyszłam, ponieważ było mi źle, smutno, czułam się niepotrzebna i „niedorobiona”. Bezradna wobec życia i zamknięta w sobie. Otoczona grubym murem, skorupą, w którą się schowałam, bo życie bolało. Bo to pozwalało mi trwać. Kręciłam się w kółko goniąc własny ogon. Chciałam jakoś pozbierać życie do kupy, ale nie mogłam. Każdy coś ode mnie chciał, a ja jestem tylko jedna i dam rady uszczęśliwić wszystkich. Przyszłam, żeby się nikt się mnie nie czepiał, że nic z sobą nie robię. Przyszłam, bo pomimo złości na mojego alkoholika i jego picie nie potrafiłam się definitywnie z nim rozstać, ale nie potrafiłam też z nim być. Znalazłam się na rozstaju dróg: jedna prowadziła w przepaść, druga w krater wulkanu.

Przecież jestem abstynentką to nie mam problemu z alkoholem. Co ten terapeuta mówi o współuzależnieniu? Wyciąga ze mnie bolesne wspomnienia, doprowadza do łez, miesza mi w głowie, zadaje trudne pytania, na które boję się odpowiadać, a na koniec mówi, że jestem współuzależniona? Stałam nad tą moją przepaścią i nadal wolałam chodzić po tym chybotliwym moście niż wreszcie się poddać i skoczyć. Nie widziałam swojego garbu, który sama sobie założyłam i nosiłam go, mimo że mój alkoholik zaczął być trzeźwy. Nie widziałam tego worka pełnego żalu, złości, goryczy, bezsilności, żółci, smutku, poczucia winy, wycofania, który dobrowolnie nosiłam, mimo iż ciążył coraz bardziej i pchał mnie w dół. Aż w końcu po dwóch miesiącach wyrzuciłam worek, przecięłam linę i skoczyłam do rwącej rzeki, zwanej życiem. Powiedziałam pierwszy raz na głos: jestem współuzależniona… Nurt był rwący, ale gdy wynurzyłam się z wody, zobaczyłam tratwę, a na niej ludzi. Jakieś ręce mnie wyciągnęły z wody, jakieś inne otuliły ręcznikiem. Przestałam się bać. Poczułam się oczyszczona i wolna. Nie byłam już sama z tym problemem, trafiłam do grupy ludzi, którzy mieli podobny problem.

Czy jestem z siebie dumna? Tak, bo wreszcie wyrwałam się z iluzji, ale gdy patrzę za siebie jestem też zła na siebie, że tkwiłam w niej, mimo, że niektóre osoby mówiły mi, że dzieje się ze mną coś niedobrego. Dlaczego było tak trudno to dostrzec? Ponieważ ja tak naprawdę żyłam w podwójnej iluzji i rozbrajanie tego systemu było u mnie dwa razy trudniejsze. Zupełnie jakby terapeuta musiał się przebijać przez dwa mury, a nie jeden. Pierwszy mur padł, gdy w pełni uświadomiłam sobie, że mój mąż jest naprawdę alkoholikiem. Chociaż do tej pory sama go nazywałam alkoholikiem, to tak naprawdę moja iluzja nie pozwalała mi, spojrzeć na konsekwencje wiążące się z tym faktem. Sama ulegałam trochę stereotypowi, pod hasło alkoholik wpisywałam myślenie typu: tylko pije za dużo, upija się z kumplami, bo ma słabą wolę, wcale tak dużo nie wypija, po prostu mu alkohol w małych ilościach szkodzi, ma słabą głowę, nie chce przestać pić mi na złość. Gdy inni mówili o nim, że ma poważny problem z piciem, który się pogłębia, czułam się jak robi mi się przykro i włączałam to swoje zaprzeczanie: no przecież on za tydzień przestanie, otrząśnie się z picia i wszystko wróci do normy. Pamiętam jak usłyszenie tego z ust taty bolało, aż zaszkliły mi się oczy i musiałam stłumić chęć rozpłakania się.

Do tego moja iluzja jeszcze skuteczniej chroniła mnie przed myślą, że mogę być współuzależniona. Żyłam w błogiej nieświadomości, że coś takiego jak współuzależnienie istnieje. Gdy jednak zaczęłam szukać w internecie jakiś informacji, jak powinna postępować żona ze swoim alkoholikiem, żeby przestał pić, trafiłam na również na hasło współuzależnienia. Pamiętam jakie to we mnie wzbudziło oburzenie i dyskomfort myślowy. Prawie pomyślałam, że wspólnota Al-Anon to jakaś sekta, jakie 12 kroków i 12 tradycji, przecież to program dla alkoholików, a to nie mój problem. Problem ma mój mąż, a nie ja, ja tylko chce mu pomóc, a oni chcą ze mnie zrobić jakąś alkoholiczkę. Zamknęłam wtedy stronę i wyrzuciłam ze świadomości to co przeczytałam. Mój system iluzji i zaprzeczeń trwał mocno na posterunku i umacniał ten drugi mur. Dlatego właśnie tak długo uświadamiałam sobie istotę mojego problemu, zrozumiałam po co było przywoływanie tych bolesnych dla mnie obrazków z przeszłości, analiza moich zachowań, pytanie: co wtedy robiłaś? co czułaś? Dopiero przez te potoki moich łez musiałam dopłynąć do mojej prawdy. Pozwoliło mi to jednak wyjść z mojej roli żony alkoholika i stać się osobą współuzależnioną. Zaniechałam swojego „uzależnionego myślenia” i zaczęłam pisać nowy rozdział życia.

LIST DO MOJEGO ALKOHOLIKA


Kim jesteś mój alkoholiku?
Najbliższy mi człowiek. Kochany. Ciepły. Uśmiechnięty, do którego chce się przytulić. Rozświetlasz mój szary świat, dajesz mi wsparcie i miłość. Jesteś moją podporą w trudnych chwilach.

A jednocześnie całkiem obcy. Zimny, nieobecny, którego nic obchodzę. Patrzysz na mnie jak na wroga, kiedy chcę Ci zdjąć buty i spodnie, żebyś nie spał w ubraniu. Odrażający zapach blokuje mi drogę do Ciebie. Oczy masz puste, szklane, niewidzące.


No właśnie kim jesteś mój alkoholiku? Aniołem czy potworem?
Teraz już wiem. Jesteś człowiekiem chorym, masz chory umysł, duszę i ciało. Nie piłeś, bo chciałeś, piłeś, bo musiałeś. Nie robiłeś tego na złość mi. Utraciłeś kontrolę nad swoim piciem. I nigdy jej nie odzyskasz. Dlatego mimo nawet półrocznych przerw w piciu ciągle wracałeś do alkoholu niczym do najlepszej kochanki. Za każdym razem twoje picie powodowało coraz większe problemy. Alkohol powodował coraz większe wyniszczenie twojego organizmu: ból, wymioty, bezsenność, cierpienie. Alkohol powodował ruinę finansową – straciłeś pracę, sprzedałeś co tylko mogłeś, żeby tylko mieć za co pić. Alkohol powodował upadek moralny – towarzystwo, z którym spędzałeś czas doprowadziło Cię do bójki, złamania szczęki i pobytu w szpitalu. A mimo to nie mogłeś przestać pić, chociaż widziałeś co alkohol robi z twoim życiem.

Najpierw piłeś coraz więcej i więcej, udając że nie ma problemu. Jednak potem nie musiałeś już dużo wypić, żeby się upić. Zauważyłam to po pustych butelkach, jakie znajdowałam po każdym ciągu, przez kolejne lata za tapczanem, w twojej szafce z narzędziami.. Najpierw to były duże półlitrowe butelki, na końcu zwykłe małpki… Chowałeś alkohol, bo wiedziałeś, że ja Ci wyleję to co znajdę. Myślałam, że wielkość butelek zmieniła się, bo nie miałeś za co kupić, ale tak naprawdę Ci się zmieniła tolerancja na alkohol… Na początku zwiększała się, ale pod koniec nie było Ci potrzeba wiele, żeby osiągnąć pożądany stan, w którym nic już do Ciebie nie docierało.

Ale głód alkoholowy był coraz większy, pojawiał się coraz częściej, budził Cię się nawet w nocy, nawet w deszcz, nawet w mróz – wychodziłeś, bo musiałeś się napić… Wychodziłeś rano, bo budził Cię kac… klinowałeś… Łudziłeś się, że jedno piwo czy dwa pomogą Ci złagodzić ten ból… Pomagały, na godzinę, dwie… A potem znowu szedłeś poszukać koleżków od kielicha, mimo że doskonale wiedziałeś, czym to poskutkuje następnego dnia. Wrócisz na chwiejących się nogach, zmęczony piciem, półprzytomny, bez sił… wtoczysz się do domu i przewrócisz na korytarzu… Nie dojdziesz do łóżka, chyba że ja Ci pomogę … Nie ułatwiasz mi tego, bełkoczesz, kiedy Ci ściągam brudne ubranie, żeby je wyprać, krzyczysz, żeby dać Ci spokój… Następnego dnia nie pamiętasz, jak znalazłeś się w łóżku…

W końcu decydujesz się wytrzeźwieć… widzę jak się męczysz, pozwalam Ci nawet przynieść te 4 piwa do domu, żeby złagodzić delirium… Bez alkoholu nie możesz spać, rzucasz się, bierzesz tabletki nasenne, żeby przetrwać, bierzesz anticol, żeby powstrzymać się od napicia… Robisz sobie wszywkę z esperalu, żeby nie pić… Pierwsza przerwa rok, kolejna pół roku, okresy abstynencji między ciągami robią się coraz krótsze… I zawsze wracałeś w ramiona swojej najwierniejszej kochanki: wódki.

Teraz wiem, że musiałeś. Zrozumiałam Cię chociaż odrobinę. Nauczyłam się wiele o twojej chorobie. Alkoholizm to choroba przewlekła, śmiertelna i nieuleczalna. Pogłębiała się przez lata. Zatrzymałeś ją przy wparciu innych ludzi. Nurtuje mnie tylko jedno pytanie: czy to choroba wybrała Ciebie czy Ty wybrałeś ją. Na zachorowanie na raka, grypę raczej nie mamy wpływu, chociaż zespół pewnych działań pozwala zapobiec. A jak to jest z alkoholizmem? Czy każdy kto sięga po alkohol powinien najpierw przeczytać broszurkę o uzależnieniu? Czy alkoholizm się wybiera? Przecież po kieliszek sięgnąłeś pierwszy raz z własnej nieprzymuszonej woli. Czy byłeś świadomy konsekwencji, jakie to wywoła? Dlaczego jedni piją dużo i często, a nie zostają alkoholikami, a Tobie trzeba było tak niewiele, żeby popaść w uzależnienie? Chyba nigdy nie znajdę odpowiedzi na te pytania.

Miałam do Ciebie bardzo dużo żalu, że zaraziłeś mnie swoją chorobą i wepchnąłeś pułapkę współuzależnienia. Żalu za zmarnowane szanse, zmarnowane marzenia, za stracony czas i energię na walkę z twoim piciem. Alkoholizmu wybaczyć nie mogę, tak jak nie mogę wybaczyć grypy. Udało mi się wybaczyć twoje postępowanie, kiedy byłeś świadomy do czego prowadzi sięgnięcie po kieliszek. Jestem Ci też wdzięczna, za to że wskazałeś mi drogę do ośrodka leczenia uzależnień, w którym nauczyłam się siebie na nowo. Tego co było, nie można wymazać, ale można z tego wyciągnąć wnioski, dzięki którym odbudowujemy zaufanie, przyjaźń i pielęgnujemy naszą miłość.

2 komentarze:

  1. Od zawsze nie mogłam zrozumieć jak można się zgadzać na takie życie, kiedy partner Cię niszczy fizycznie i psychiczne. Zadawałam sobie pytanie, dlaczego kobiety się godzą na takie życie, czemu nie uwolnią się od pasożyta. Dlaczego zgadzają się na alkohol, przemoc, poniewieranie. Tłumaczenie, że taki obowiązuje model rodziny, w takich tradycjach zostały wychowane, jakoś mnie nie mogły przekonać. Dopiero teraz zyskałam racjonalny pogląd na to pytanie. Tradycje, model wychowania, stereotyp i autosabotaż. I brak energii i wiary, że można coś zmienić. Smutno mi się zrobiło gdy to czytałam, bo zarysowałaś mi się jako pozytywna osoba. Jak można oceniać siebie tak bardzo niesprawiedliwie?

    OdpowiedzUsuń