Współuzależnienie

Mam na imię Iza i jestem współuzależniona od alkoholu….


To najtrudniejsze zdanie, jakie przyszło mi powiedzieć w ciągu ostatnich lat. Krótkie w słowach, ale bogate w treści. Dlaczego trudne…?

Gdy pierwszy raz przyszłam do ośrodka, powiedziałam:
Dzień dobry, jestem żoną alkoholika i szukam pomocy…

Przyznać się do „żony alkoholika” też nie było łatwo, ale dużo łatwiej niż do współuzależnienia… Czy to jest duża różnica? Ogromna. Żoną alkoholika byłam przez sam fakt poślubienia, ale do tego, że moje życie obracało się wokół alkoholu musiałam się przyznać przed samą sobą. Uświadomić sobie ten fakt i poprosić o pomoc. Pokonać wstyd i opór wewnętrzny. Potrzebowałam dwóch miesięcy terapii, żeby wreszcie powiedzieć: jestem współuzależniona.

Alkohol jest wspaniałym środkiem rozwiązującym. Rozwiązuje on małżeństwa, rodziny, przyjaźnie, konta bankowe, komórki wątrobowe i mózgowe. NIE ROZWIĄZUJE TYLKO ŻADNYCH PROBLEMÓW.

Klatka współuzależnienia

Współuzależnienie to nie wstyd, to choroba. Choroba, którą zaraził mnie mój alkoholik. Bo jestem poprzez mojego alkoholika uzależniona od alkoholu pozostając abstynentką. W niektórych źródłach znalazłam informację, że współuzależnienie nie jest chorobą, a tylko systemem sztywnych zachowań. Symptomy świadczące o współuzależnieniu to między innymi: opiekuńczość, pełne litości skoncentrowanie się na alkoholiku, zakłopotanie, unikanie okazji do picia, przesunięcie we wzajemnych kontaktach, poczucie winy, obsesja, stałe zamartwianie się, niepokój, kłamstwa, fałszywe nadzieje, rozczarowanie, euforia, zamęt, problemy seksualne, złość, letarg, poczucie beznadziejności, poczucie krzywdy, rozpacz.[1]

Niemniej dla mnie to rodzaj choroby. Współuzależnienie zniszczyło mnie samą. Przestałam żyć jak niezależna osoba, a stałam się podporą swojego alkoholika. Nie jestem temu w żaden sposób winna, ale ze współuzależnienia muszę wyjść tak jak z każdego innego uzależnienia. Poprzez pracę nad sobą i naukę życia na nowo. Współuzależnienie to po prostu cena, jaką płaci się za mieszkanie pod jednym dachem z alkoholikiem. To system zachowań, które dotkną chyba każdego małżonka osoby uzależnionej. Bo trzeba jakoś przetrwać. Nie zastanawiałam się właściwie, po co? Czemu trwałam, zamiast żyć?

Pokonać musiałam nie tylko swój opór, ale także opór otoczenia, najbliższych… przecież, po co ja tam chodzę, to mój mąż ma problem, a nie ja. Jak ty możesz być uzależniona od alkoholu skoro nie pijesz od kilku lat…? O czym ty w ogóle mówisz..? To trudne musieć walczyć nie tylko z sobą, ale na dodatek z osobami, które cały czas dawały mi bezwarunkowe wsparcie i dają mi je do dziś. Tak jak i mi, trudno było im uwierzyć, że ja, która tyle przeszłam przez alkohol, która czuje do niego niemal wstręt i nie piłam go od kilku lat, mówię nagle o współuzależnieniu od alkoholu. Nie czułam się wcale z tym komfortowo.

No cóż najłatwiej to wytłumaczyć na przykładzie ruchu planet – alkohol to słońce, wokół którego krąży ziemia, czyli mój alkoholik; a ja jestem księżycem krążącym wokół ziemi (alkoholika) i chcąc nie chcąc jednocześnie z nim i wokół słońca (alkoholu). Moje współuzależnienie nie jest moją winą, bo mój alkoholik nie pije z mojej winy, ale za każdym razem, kiedy on myślał o tym, żeby się napić, ja myślałam o tym, że znowu wróci pijany. Kiedy szedł w ciąg moje całe życie skupiało się wokół jego picia. Nie łatwo było mi się do tego przyznać. Zaczęłam pomału od zacisza gabinetu terapeutycznego. Przełamałam się tam i powiedziałam pierwszy raz głośno: jestem współuzależniona. Kolejny krok zrobiłam idąc na grupę psychoterapeutyczną. Powiedziałam, że jestem współuzależniona do grupy osób, których nie znałam, ale mimo to czułam z nimi więź. To były osoby z takim samym problemem jak ja. Rozumiały mnie bez słów. Najtrudniej jednak było mi powiedzieć o moim współuzależnieniu osobom, które mi były bliskie: rodzinie i przyjaciołom. Udało mi się, chociaż mam wrażenie, że nie do wszystkich dotarłam z tymi słowami. Być może niektórzy potrzebują więcej czasu na zrozumienie, może tak jak dla mnie, jest to bardzo ciężkie brzemię do zaakceptowania. A może moi bliscy też funkcjonują jeszcze w klatce współuzależnienia i system iluzji maluje im całkiem inny obraz mnie.

[1] Janet G. Woititz, Małżeństwo na lodzie (Marriage on the rocks)
 

Symptomy współuzależnienia 

Symptomy współuzależnienia, jak każdej innej przypadłości, najlepiej uwidaczniają się kiedy ktoś je opisze u siebie. Zatem co ja odczuwałam, co myślałam, jak się zachowywałam, żeby stwierdzić, że to jest też mój problem?

Opiekuńczość, koncentrowanie się na potrzebach alkoholika
Nawet nadopiekuńczość, jak się okazało. Co robiłam jak mój alkoholik wracał do domu? W zależności od stanu, w jakim wrócił, kładłam do łóżka, ściągałam ubranie, albo to, co dałam radę, prałam brudne rzeczy, pilnowałam, żeby wychodził w czystych, żeby się umył, jak zwymiotował, myłam, zmieniałam pościel, prałam po nim meble, wykładziny. Oddałam mu nawet wspólne łóżko siebie skazując na podłogę w gościnnym. To ja słuchałam o tym jak mu ciężko, gdy trzeźwiał, albo siedziałam w tym samym pokoju na fotelu, bo się bał. Gotowałam regeneracyjne rosołki, robiłam kanapki o 3 w nocy. Traktowałam go jak dziecko, nie jak męża. Ale nie byłam w stanie spokojnie patrzeć jak charczy przytulony do szafki, potłuczony, brudny. Z jednej strony prawie jak obcy człowiek, a z drugiej w tych zmęczonych, szklanych oczach gdzieś na dnie widziałam człowieka, który rozpaczliwie potrzebuje pomocy. Ściskało mnie w dołku, w żołądku i pomagałam jak mi intuicja podpowiadała. Teraz wiem, że robiłam mu jeszcze większą krzywdę, bo mając możliwość powrotu do ciepłego domu, gdzie się wyspał i najadł, beztrosko szedł kolejnego dnia pić. A ja zostawałam z poranionymi uczuciami.

Zakłopotanie
No tak, bo co miałam odpowiedzieć sąsiadowi, który zwrócił mi uwagę, że mam mężowi dać klucze od drzwi do klatki, aby go nie budził o 4 rano, żeby zejść mu drzwi otworzyć? Mogłam tylko cicho powiedzieć przepraszam i uciec do mieszkania zawstydzona. Co miałam powiedzieć przyjaciołom, których przestałam zapraszać do siebie do domu, bo było mi wstyd i nie wiedziałam, czy akurat tego dnia mój mąż nie pójdzie się napić. Albo, że napije się w domu, robiąc pośmiewisko z siebie i ze mnie?

Unikanie okazji do picia
Mój mąż w towarzystwie w zasadzie nie pił. Ale patrząc racjonalnie, wszędzie gdzie chodziliśmy na początku naszego związku po prostu się nie piło. A jeśli nawet ktoś zaproponował wino to mówił, że wina nie lubi. Po latach wiem, że on już wtedy wiedział, że jak się napije to prawdopodobnie na kieliszku nie poprzestanie. Zresztą długo nie musiałam czekać, do naszego pierwszego wspólnego sylwestra, na który zaprosiliśmy znajomych. Po takim pokazie, jaki dał, to już więcej imprez z alkoholem nie było. Było mi wstyd. Do przyjaciół jeździłam sama.

Przejmowanie obowiązków
Większość obowiązków domowych i tak znajdowała się na moich barkach, więc wziąć jeszcze te kilka nie było wcale tak trudno. Nawet te najcięższe siatki były niczym, w porównaniu z ciężarem na duszy, jaki nosiłam codziennie. W domu mąż nie musiał już nic robić, nawet pomniejsze remonty załatwiałam sama. Póki pracowałam jakoś rozdzielałam moje zarobki i na rachunki i na skromne życie, jeśli mój alkoholik właśnie przepił wypłatę.

Poczucie winy
Moje poczucie winy było chyba większe od egoizmu mojego męża, który zresztą od czasu do czasu w to poczucie winy mnie wpędzał. Bo wygodniej było sobie poszukać powodu do picia, mówiąc żonie, że jest dla niego niedobra. A u mnie to ziarenko padło na bardzo podatny grunt. Wykiełkowało w potężne drzewo. Trochę przypominałam tego małego kotka z opowiadania Sławomira Mrożka: „Mały przyjaciel”, który brał na siebie wszystkie winy bohatera, uwalniając go od przykrych konsekwencji natury moralnej i fizycznej, mimo że sam przez to cierpiał. Może faktycznie za dużo od niego wymagałam, może nie starałam się go zrozumieć. Może miałam za dużo planów na przyszłość, a to remont kuchni, a to nowe meble, a to laptop dla mnie. Może pił, bo nie jestem w stanie urodzić dziecka. Może ja w ogóle wmawiam w niego, że za dużo pije, a inni przecież też piją od czasu do czasu. Może za rzadko gdzieś z nim wychodziłam. Może dlatego, że nie jestem dość atrakcyjna. Może za rzadko uprawialiśmy seks. I tak z tych moich „może” zrobiło się prawdziwe morze win. Moich win. Nie moich win, które wmawiałam sobie. Nie moich win, które brałam jako moje. W końcu utonęłam w tym morzu.

Ciągłe zamartwianie się
Z poczucia winy płynęło ciągłe zamartwianie się. Zamartwianie się o niego. Za każdym razem, gdy nie wracał do domu na czas zaczynałam się martwić o to, że znowu poszedł pić. Martwiłam się o to, że ma wszyty esperal i jak się napije, znowu będzie wymiotował. Albo dostanie zawału, zapaści czy paraliżu. Martwiłam się o to, że znowu przepije wypłatę, znowu zastawi telefon, żeby mieć za co pić. Zaczynałam widzieć jak traci pracę po raz kolejny. Poszuka swoich kolegów od butelki, którzy postawią mu jakieś wynalazki i się otruje. Po pijanemu wpadnie pod samochód. Zgubi telefon. Upije się i będzie spał gdzieś w krzakach. Wróci pobity. Nie będzie chciał mnie słuchać. Będzie cierpiał z powodu kaca. Co ja mam z nim zrobić, jakim sposobem przemówić mu do rozsądku? I te wszystkie myśli przyszły mi przez głowę, gdy mój mąż najzwyczajniej utkwił w korku. A ja zdążyłam popaść prawie w katatonię.

Lęk
Przy tym wszystkim lęk towarzyszył mi na każdym niemal kroku. Przestałam cieszyć się życiem, bo cały czas się bałam. Lęk potrafił mnie budzić w środku nocy, bo miałam bardzo realistyczny sen, że mój mąż wraca pijany do domu. Lęk wywołuje niekontrolowane ściskanie w żołądku i kołatanie serca. Podskakuję czasem na byle hałas. Wieczorem szelest w kuchni, nawet, gdy kot je suchą karmę potrafi postawić mnie w stan gotowości.

Złość
Tyle razy prosiłam, mówiłam, a on znowu wrócił pijany. W ogóle mnie nie szanuje, traktuje tylko jak służącą. Bezsilność zaciska mi zęby, jestem bezradna, nic na niego nie działa…. Patrzę jak chrapie na łóżku i po prostu szczękam z zębami usiłując powstrzymać frustrację. Zmarnował mi życie. Ach gdyby cofnąć czas… Jestem na niego taka zła, że najchętniej bym go po prostu zaczęła bić rękami nawet na oślep… Ale nie jestem w stanie. Złość we mnie wzrasta i w końcu trzaskam talerzem o podłogę, albo walę pięścią w stół. Reaguje tylko kot, chowając się do szafy. Mąż się jedynie obraca na drugi bok bełkocząc i śpi dalej. Gotuje się we mnie z niemocy tak bardzo, że po prostu walę pięściami w jakiekolwiek drzwi i w końcu zaczynam płakać aż się zmęczę, albo zabraknie mi łez. Takie obrazki też mi towarzyszyły, szczególnie jesienią.

Poczucie beznadziejności
Starałam się jak mogłam, starałam się jak umiałam i robiłam, co w mojej mocy, żeby wpłynąć na alkoholika. Ale cokolwiek robiłam nie przynosiło skutku, albo skutek krótkotrwały. Im więcej dawałam, tym więcej mój alkoholik ze mnie brał. Aż w końcu straciłam siebie. Nie miałam już co dawać. Wyczerpałam się i poddałam, było mi już wszystko jedno. Chciałam tylko, żeby się wyprowadził i dał mi już spokój. Nie miałam na nic siły i ochoty. Nie wiem, jakiego koloru to była rozpacz – czy czarna, czy raczej szara jak całe moje ówczesne życie, ale wiedziałam, że już więcej nie wytrzymam i jakoś musi się to skończyć. Odczuwałam beznadziejność, bezsilność i niemożność zmiany.

Moja sytuacja poprawiła się dopiero, gdy trafiłam do ośrodka leczenia uzależnień. Gdzie z pomocą terapeuty zobaczyłam swoje życie innymi oczami. Gdy krok po kroku rozpoznawałam w sobie cechy uzależnienia. Wspomniałam o opowiadaniu „Mały przyjaciel”. Jego lektura mnie bardzo poruszyła. Bardzo lubię koty i zawsze mnie boli serce jak czytam o kocim nieszczęściu. Ale ten kotek był symboliczny. Ten mały kotek był metaforą osoby współuzależnionej. Może właśnie takiego obrazu potrzebowałam, żeby zobaczyć jak moje życie wyglądało. Autor uratował pięknego zdrowego kota przez goniącym go psem i zabrał do domu. Prawdopodobnie z wdzięczności zwierzątko zaczęło brać na siebie fizyczne i moralne konsekwencje hulaszczego życia autora. Jego malwersacje, kłamstwa, występki, hulanki, bluźnierstwa, pożądanie czy inne grzechy sprawiały, że kotek marniał. Jego sierść pokryła się wrzodami, parchami i ranami, cierpiał na nieżyty żołądka, stres i padaczkę. I w opisie tego kota zobaczyłam siebie. Zmarnowaną przez życie osobę, która kiedyś była wesoła. Przez branie odpowiedzialności i ponoszenie konsekwencji za picie mojego alkoholika coraz bardziej „szarzałam”. W końcu bohater dostrzegł, że wyeksploatował już kotka do granic możliwości i jeszcze jeden występek sprawi, że kotek zdechnie. A autorowi bardzo odpowiadała koncepcja, że nie ponosił konsekwencji swoich działań. Więc próbował żyć w cnocie, ale kotek wcale nie zdrowiał. To kolejna alegoria układu alkoholik-współuzależniony i próby podejmowania abstynencji przez alkoholika. Niestety kotek nie zdrowiał, więc autor postanowił go rozmnożyć. Podobnie alkoholik szuka w rodzinie innych osób oprócz małżonka, które będą „odpowiedzialne” za niego. Niestety kotek się rozmnażać nie chciał, a opowiadanie skończyło się tragicznie dla obu. To kolei mi przypomniało, że zarówno ja, jak i mój alkoholik musieliśmy razem osiągnąć dno, aby zmienić swoje życie.

Wychodząc z cienia

Temat współuzależnienie podjęty na grupie, podziałał na mnie jak wyjęcie korka z beczki żalu i całość się wylała. Nawet nie wiedziałam, że tyle żalu w sobie noszę. Ale było to oczyszczające dla mnie samej i dla mojego dalszego rozwoju. Dziesięciu lat z alkoholikiem nie da się po prostu odciąć i już. Wychodzenie ze współuzależnienia to proces. Przeszłości już nie mogę zmienić, zatem muszę się z nią pogodzić. To 10 lat życia, które straciłam, a żal jest naturalnym uczuciem, które pozwoli mi to zaakceptować. Nie muszę się go wstydzić, dość długo to tłumiłam. Żal to pierwszy krok to wybaczenia. Nie pierwsze i nie ostatnie uczucie, jakie się we mnie pojawi.

Pierwszy podstawowy krok to uświadomienie sobie istoty problemu. Osoba współuzależniona musi zaakceptować to, że jest współuzależniona. A system iluzji i zaprzeczeń działa równie sprawnie jak u alkoholika. Fakt, że do klatki współuzależnienia zapędził mnie mój alkoholik, wcale nie poprawiało mojego komfortu i nie pomagało mi zobaczyć problemu. Jak wspomniałam w ośrodku pojawiłam się jako żona alkoholika, a mówienie o mnie osoba współuzależniona budziło mój wewnętrzny protest. W uświadomieniu mi istoty mojego współuzależnienia pomógł mały eksperyment z podróżą w czasie. Wyobraziłam sobie, że biorę rozwód z moim alkoholikiem, co w naturalny sposób powinno zakończyć moje trudności. Poszłam dalej i wyobraziłam, że poznaje nowego fantastycznego mężczyznę, bierzemy ślub, mamy wszystkiego pod dostatkiem i … I jak bym się zachowała, gdyby ten idealny mąż pewnego dnia wrócił pijany do domu… To zadanie wymagało ode mnie szczerości. I szczerze sobie odpowiedziałam. Każda żona alkoholika powinna sobie zrobić takie zadanie. Moja odpowiedź mi się nie spodobała. Prawdopodobnie od razu zaczęłabym wymówki, bo zobaczyłabym kolejnego alkoholika. Zakazałabym mu pić i robiła awantury, za każdym razem, gdybym poczuła od niego alkohol. Nie ważne czy byłby faktycznie alkoholikiem, czy po prostu sobie od czasu do czasu szedł z kolegami po pracy do pubu. Prawdopodobnie swoim zachowaniem zrobiłabym z zdrowego mężczyzny alkoholika. Wizja mnie zabolała. W końcu dotarło do mnie, że ja po prostu nie umiem sobie wyobrazić życia bez alkoholowego myślenia. I wtedy powiedziałam szczerze i uczciwie przed sobą: jestem współuzależniona.

Krok drugi. Nauczyć się patrzeć na osobę uzależnioną jak na osobę chorą i podejmować takie działania, jak wobec chorego. Czy gdyby twój mąż zachorował na grypę i jego stan by się pogarszał to nie wysłałabyś go do lekarza? Z alkoholikiem jest tak samo. Jego choroby nie można wzmacniać, trzeba być stanowczym i konsekwentnie pokazywać mu symptomy choroby. Należy tą toksyczną miłość do osoby uzależnionej zamienić na miłość mądrą.

Krok trzeci. Nauczyć się kochać siebie. Dość już życia w cieniu, czas stać się w pełni wartościową, autonomiczną osobą, która dba o swoje potrzeby i swój rozwój. Zmiany należy zacząć od siebie, bo tylko czując się dobrze ze sobą, jesteśmy w stanie pomóc naszemu alkoholikowi.

Żyjąc w blasku światła 

Czy osoba współuzależniona może żyć normalnie? Tutaj by trzeba przedefiniować znaczenie słowa „normalnie”, bo dla każdego ma inne znaczenie. Nie każda żona alkoholika ma ten komfort, że jej partner też podejmie leczenie. Wiele musi funkcjonować na co dzień z aktywnym alkoholikiem. Ale każda osoba współuzależniona może się uwolnić od swojego ciężkiego worka, który nosi. Nie jest to łatwe, jest to proces dokonywania zmian w sobie. Długa nauka jak być dobrą dla siebie. Małe kroki na długiej drodze, ale ważne, żeby iść do przodu.

Ja całkiem niedawno, podczas długiego, majowego spaceru uświadomiłam sobie, że kocham mojego męża, ale przestał mi już być do życia potrzebny. Doskonale funkcjonuję sama ze sobą. Robię to, co lubię i sprawia mi to przyjemność. To czy mój partner chce robić to ze mną to jego decyzja. Byliśmy razem w kinie i było fajnie, ale byłam też w kinie z koleżankami i też bardzo miło ten wieczór wspominam. Kiedyś starałam się z gotowaniem obiadu, żeby był ciepły, kiedy on wróci. Teraz gotuję i nie przejmuje się tym, że mój maż akurat w porze obiadowej nie jest głodny. Ja zjem ciepły obiad ze smakiem i radością, a jemu odgrzeję jak będzie chciał. A jak nie będzie chciał, to też mi się krzywda nie stanie. Odpowiedzialność i nadopiekuńczość mocno we mnie jeszcze tkwią i czasem się pojawia jeszcze poczucie winy, ale rozpędzam je od razu niczym szare chmury. Czas dla siebie jest bardzo ważny. Zamiast się zamartwiać zaczęłam medytować.
Gdy spojrzałam w przeszłość i zobaczyłam jak bardzo byłam niedobra dla siebie, jak bardzo zeszłam w cień i niebyt, jak zaprzepaściłam swój rozwój, uświadomiłam sobie jak ciężka czeka mnie praca w nauczeniu się kochania siebie. Mimo dokonywania zmian, rozpoznawania swoich uczuć i emocji, mówienia o nich i wyrażania siebie, stare nawyki nieraz wracają. I wtedy od razu najlepiej natychmiast zrobić coś bardzo pozytywnego dla siebie: medytacja, masaż, kąpiel, krótki spacer czy chociażby 5 minut gimnastyki. Mi to pomaga, odpędzam w ten sposób nieprzyjemne myśli, odcinam się od nich, zmieniam czarnowidztwo na pozytywne myślenie. Ale jednocześnie wiem, że teraz łatwiej mi to zrobić, a było bardzo ciężko, kiedy w pokoju obok był mój pijany mąż. Nie wiem czy moja praca nad sobą byłaby równie systematyczna i przynosiła mi tyle satysfakcji, gdybym na co dzień musiała się zmagać się z tym, co nosiłam na plecach tyle lat.



20 komentarzy:

  1. fantastyczna strona-Dziękuję Ci

    OdpowiedzUsuń
  2. To ja dziękuję:) Nigdy nie jest za późno aby dokonać zmian.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ehhh jak bardzo odnalazłam siebie od początku do końca...pięknie opisane lepiej nie dałabym rady...

    OdpowiedzUsuń
  4. " Ja zjem ciepły obiad ze smakiem i radością, a jemu odgrzeję jak będzie chciał." Super podejście. Prawdziwa miłość na tym właśnie polega zdaniem autorki. Żenujące.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żenujące jest to że alkoholik ma ręce które potrafią trzymać kieliszek, butelke czy też puszke a nie potrafia sami ugotowac i zrobic prostych czynnosci wokol siebie. Prawdziwa miloscia jest to ze jest sie sklonnym ewentualnie dla takiego alkoholika obiad ugotowac ale nie kosztem swoich godzin w ktorych zwykle jadamy!

      Usuń
  5. Kiedyś nie wiedziałem że jest coś takiego jak współuzależnienie, dziś odkąd moja żona pije wiem! Żona piła przez rok, a ja nic nie wiedziałem ! nie zauważyłem tego! jak było można to przegapić? do dziś nie potrafię odpowiedzieć sobie na to pytanie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Też znam ten problem z własnego doświadczenia. Trafiłam do Koszalina do ośrodka Wsparcie. I cieszę się, że spotkałam tam ludzi, którzy pomogli mi odzyskać poczucie własnej wartości. Dzięki terapii zyskałam siłę, by poczuć się wartościową osobą i co ważniejsze zrozumiałam, jak mogę w mądry sposób pomóc mojemu mężowi.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja jestem w trakcie rozwodu. Nie umiałam dłużej żyć z mężem, po męża powrocie z więzienia za znęcanie się nad rodziną. Moje małżeństwo trwa 15 lat i też pewnie jestem współuzależnienia ,chodziłam na spotkania Al-anon i do poradni uzależnień na spotkania z terapeutą. Zgadzam się z opisem osoby współuzależnienionej, też kiedyś podobnie robiłam jak opisano i miałam takie same uczucia jak opisano.A jak będzie dalej z tym co czuje w sobie zobaczę w przyszłości.

    OdpowiedzUsuń
  8. Świadectwo o tym, jak wróciłem z mężem. Mój świat i moje życie wróci !!! Po roku złamań, mój mąż opuścił mnie z powodu powodzenia. Czułem, że moje życie miało się skończyć, prawie popełniłem samobójstwo, przez bardzo długi czas emocjonowałem emocjonalnie. (Dzięki uprzejmości zwanej Dr IREDIA), której spotkałem się on-line w jednym wiernym dniu, podczas przeglądania przez Internet, natrafiłem na wszystkie zeznania dotyczące tego szczególnego czarownika. Niektórzy ludzie zeznali, że przywiózł ich ex kochankę z powrotem, niektórzy zeznali, że przywraca łono, leczyć raka, Hiv i inną chorobę, niektórzy zeznali, że może rzucić zaklęcie, aby zatrzymać rozwodu i tak dalej. Ja też natknąłem się na jedno konkretne zeznania, chodziło o kobietę o nazwisku CINDY, która zeznawała, jak przyniósł jej ex kochankę w mniej niż dwa dni, a pod koniec zeznań opuściła dr IREDIA adres e-mail. Po przeczytaniu wszystkich postanowiłem spróbować. Skontaktowałem się z nim przez email drirediaherbalhome@gmail.com i wyjaśniłem mu problem, powiedział mi, żebym się nie martwił, że w ciągu 48 godzin mój mąż wróci do mnie. Ku mojemu zdziwieniu, mój mąż przyjechał do mojego domu prosząc o wybaczenie mu. Rozwiązaliśmy nasze problemy, a my jesteśmy jeszcze szczęśliwi niż przedtem ...
    Dr IREDIA jest naprawdę utalentowanym człowiekiem i nie przestanę publikować go, bo jest wspaniałym człowiekiem ... Jeśli masz jakiś problem i szukasz prawdziwego i autentycznego mistrza zaklęć, aby rozwiązać wszystkie Twoje problemy. Jest legitymowany. Skontaktuj się z nim na jego e-mailu, DRIREDIAHERBALHOME@GMAIL.COM

    OdpowiedzUsuń
  9. Współuzależnienie jest chyba gorsze od uzależnienia. Patrzymy jak bliska osoba się stacza i nic nie dociera do niej ;/ Mądry tekst.

    OdpowiedzUsuń
  10. ośrodek nie leczy, ale leczymy się w ośrodkach - ja również chwalę swój ośrodek. Adresy dobrych ośrodków macie tutaj: https://osrodkiterapii.pl/

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak odejść od kochającego męża,jednak alkoholika,który czasem i jest powodem moich chwilowych szczęść,lecz w większości przyczynia się do mojej depresji,pijąc, nie pracując,kradnąc pieniądze,manipulujac,wiedząc,że gò kocham.Cierpię i wiem ze mnie kocha,ale to już nie wystarczy.Staczam się przez jego nawyki i uzależnienie psychicznie
    ,fizycznie i materialnie również duchowo.

    OdpowiedzUsuń
  12. Oczywiście samo zrozumienie problemu uzależnienia jest bardzo ważny i moim zdaniem jeśli chcemy pomóc naszym najbliższym w walce z uzależnieniem to musimy działać szybko i stanowczo. Warto jest od razu udać się z taką osobą po profesjonalną pomoc do https://detoksfenix.pl/ gdzie na pewno specjaliści będą w stanie wyleczyć osobę uzależnioną.

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo mi się podobało. Zawarłas wszystkie moje odczucia i przemyślenia.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny artykuł.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ciekawie opisany temat. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  16. Fajnie to wszystko zostało tu opisane.

    OdpowiedzUsuń
  17. Niezależnie od tego, czy borykasz się z problemami emocjonalnymi, czy też szukasz wsparcia w trudnej sytuacji życiowej, poradnia psychologiczna https://psycholog-ms.pl/ jest do Twojej dyspozycji. Profesjonalni specjaliści pomogą Ci znaleźć rozwiązania i pokazać, że nie jesteś sam w swoich problemach.

    OdpowiedzUsuń
  18. W artykule doskonale podkreślone jest to, że współuzależnienie nie jest jedynie problemem jednostki, ale ma wpływ na całe otoczenie. Autor zdaje się wnikliwie analizować mechanizmy psychiczne kształtujące relacje oparte na współuzależnieniu, co stanowi punkt wyjścia do refleksji nad możliwościami skutecznego radzenia sobie z tą trudną problematyką.

    OdpowiedzUsuń