Nadszedł maj i wszystko zmienił. Odszedł żal, a powróciło
szczęście.
Maj jest dla mnie miesiącem najbardziej wiosennym,
najbardziej energetycznym i pobudzającym. Inspirującym do radości. W maju świat
zmienia swój wygląd: wtedy na drzewach najintensywniej rosną liście, przyroda
dosłownie wybucha zielenią w najbardziej soczystych odcieniach. Maj to również
festiwal zapachów i kolorów: magnolie, jaśminy, bzy, czeremchy, kasztany,
niezapominajki, tulipany, sasanki, bratki, konwalie, fiołki, rzepak i wiele
innych. Idąc na spacer dosłownie czuje się, jak zapach unosi się w powietrzu, a
w oczach wirują intensywne kolory.
Aż się chce żyć. Działa to także na gatunek ludzki. W
przeciwieństwie do listopada, kiedy wszyscy popadali w przygnębienie, maj
zdecydowanie działa jak napój pobudzający. Robi się znacznie cieplej, zimowe
rzeczy idą na dno szafy, promyki słoneczka wyciągają na wiosenne spacery,
chodzenie z kijkami, bieganie, jazdę rowerem, do wygrzewania się na parkowych
ławkach. Na straganach pojawia się świeżą zielenina, warzywa zaczynają nabierać
nie tylko kolorów, ale i zapachów. Wszystko to pobudza zmysły, wszelkie układy
– od krążeniowego po trawienny i ludzie nabierają życiowego optymizmu. Mijając
ludzi w parku, na spacerze, na rowerze, na ulicy widać więcej uśmiechu, więcej
życzliwości, więcej radości. Chętniej i więcej mówi się komplementów. Nawet,
gdy chodzę po swoich „górkach” z kijkami inni spacerowicze czy biegacze całkiem
spontanicznie się do mnie uśmiechają, albo mówią mi „dzień dobry”, mimo, że się
nie znamy. Mój uśmiech nikogo nie drażni, nikt nie patrzy się na mnie jakbym
się z choinki urwała. Nawet ci, którzy zwyczajowo narzekają, marudzą i czarno
widzą przyszłość, robią to jakby w bardziej lightowej wersji. Zaryzykowałabym
stwierdzenie, że bardziej to robią z nawyku, niż z potrzeby.
Maj jest także nazywany miesiącem zakochanych, chyba właśnie
dlatego, że ludzie robią się bardziej otwarci i zwyczajnie bardziej empatyczni.
Otwierając swoje serce, łatwiej zobaczyć miłość tuż obok. Maj pobudza
wewnętrzną wrażliwość i umiejętność dostrzegania w innych dobra, co przekłada
się na pozytywne widzenie innej osoby. Kolory maja sprzyjają euforii i wtedy ta
jedyna osoba nagle pojawia się na drodze, jak gdyby nigdy nic. Po prostu
przyciąga ją fascynacja i miłość.
Mnie maj bardzo cieszy. Bardzo lubię zapach bzów. Jest
słodki i upajający, przechodząc obok alejek z bzami czuję się prawie jak w
raju. Zatrzymuję się czasem w takich miejscach na pięciominutowy odpoczynek i
po prostu głęboko oddycham chłonąc ten cudowny zapach. Gdyby bez nie umierał
tak szybko w wazonie, znosiłabym pewnie jego naręcza do mieszkania. Kawałek
lasu, po którym chodzę przez ostatnie dwa tygodnie zmienił się diametralnie. W
kwietniu był jeszcze martwy, pączki były malutkie, a jedynymi zwiastunami wiosny
były cytrynowe motyle i słoneczne promienie. Teraz to oaza zieleni, do tego w
runie pojawiły się leśne fiołki i konwalie. Przyroda napełniła się radością.
A po co o tym piszę? Bo maj jest miesiącem, w którym
umocniłam się w swojej zmianie siebie. Życie jest piękne i pełne energii, nawet
w takie gorsze troszkę dni. Podobają mi się nawet majowe burze i deszcze,
choćby dlatego, że po nich naprawdę świat pachnie na nowo. Rozkwit przyrody
powoduje rozkwit mojej wewnętrznej optymistki. Sukces smakuje dużo lepiej. Chce
się żyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz