Czy rozmowa ze sobą to
objaw schizofrenii czy może jednak zdrowy objaw. Czy nie zdarzało wam się
zrobić czegoś tylko dlatego, że coś nam z wnętrza podpowiedziało, że się uda? A
czy czasami nie musieliście przekonać sami siebie, że musicie to zrobić, bo
całe ciało protestowało przeciw temu? I jak określić to „coś”?
Zacznę od kilku definicji:
Intuicja (za wikipedią) – jest to proces
myślowy, polegający na szybkim dopasowaniu znanych schematów i szablonów do
danej sytuacji, problemu, stanu. Najczęściej przejawia się jako nagły przebłysk,
który podsuwa rozwiązanie. Jest procesem podświadomym, nie podlega kontroli,
chociaż sugerowane rozwiązanie można na poziomie świadomości odrzucić.
Przebiega na wyższym poziomie abstrakcji niż logiczne myślenie. Czasami mylnie mianem
intuicji określa się przeczucie emocjonalne. W niektórych słownikach intuicja jest też definiowana jak zdolność
przewidywania, lub twórcza wyobraźnia. Spotkałam się z określeniem intuicji jak
inteligencji podświadomości.
Przeczucie – według słownika języka polskiego
jest to przeświadczenie intuicyjne, że coś się wydarzy, najczęściej coś złego,
spodziewanie się czegoś.
Podświadomość – najczęściej określana jako
inteligencja, która steruje wszystkimi procesami biochemicznymi w organizmie.
Jest to również miejsce gromadzenia wszelkich przyzwyczajeń dotyczących sfery
fizycznej i mentalnej (nawyki, rytuały i wspomnienia).
Zatem czymkolwiek to „coś”
jest, ja nazwałam to sobie „moją wewnętrzną ja” i kojarzę z intuicją. To taki
głos wewnętrzny, którego nie słychać. Nie używa słów, żeby mi coś powiedzieć,
używa myśli, obrazów, sugestii, przebłysków, impulsów. Każdy go ma w sobie i to
całkiem naturalne. Tak jak zwierzęta mają instynkt, tak ludziom natura dała
intuicję. Podpowiada nam co robić, gdy świadomość z różnych przyczyn nie może
sobie poradzić – na przykład działanie odruchowe, mówienie pierwszej myśli,
jaka nam do głowy przyjdzie. Czasem świadomość się zafiksuje nie mogąc znaleźć
rozwiązania, czasami ją wyłączy przerażenie, a czasami zwyczajnie idzie spać. Często
intuicja działa jednocześnie razem z świadomością i jeśli każda ma inne zdanie
powstaje konflikt. Ja swoją wewnętrzną ja bardzo długo ignorowałam, upychałam
ją w sobie, tłumiłam na wszelkie sposoby, negowałam co mi usiłowała
podpowiedzieć, działając na zasadzie zdroworozsądkowej. Bo „rozum” ma zawsze
rację, a „serce” działa pod wpływem emocji. Dopiero na terapii uświadomiłam
sobie, że rozum niestety mimo swej racjonalności i logiki popełniał błędy w
stosunku do mojego alkoholika.
Zatem zaczęłam po prostu „testować”
moją intuicję. Postanowiłam sprawdzać empirycznie czy to, co mi podpowiada jest
słuszne. Zaczęłam od wybierania kierunku na przejażdżki rowerowe, wybieranie
spośród nieznanych dróg i sprawdzanie czy wyjadę tam gdzie moja świadomość chciała.
Nie zawsze trafiałam jakby powiedzieć „w dziesiątkę, ale mieściłam się w tarczy”,
kierunek był dobry i po ewentualnej małej korekcie dojechałam do konkretnego
miejsca. Zaczęłam słuchać jak „moja wewnętrzna ja” ocenia wydarzenia i ich
konsekwencje, ludzi nowo poznanych, tych których jakiś czas znam, tych których
znam tylko wirtualnie, i jak to się ma do tego jak ocenia to mój rozum. I po
trzech miesiącach stwierdziłam, że moja intuicja jest „mądrzejsza” od rozumu. Bywało,
że intuicja podpowiadała „bądź ostrożna”, a rozum stwierdzał, że przecież nie
ma żadnego ryzyka. Albo odwrotnie, „moja wewnętrzna ja” była pewna, że coś mi
się uda, podczas gdy rozum był sceptyczny. Czasami moja intuicja widziała prawdziwą
naturę ludzi, na długo przed tym, zanim rozum wreszcie przyznał jej rację,
oceniając po swojemu ich postępowanie, przeprowadzając analizy i wyciągając
wnioski.
Jaki z tego wniosek
wyciągnęłam? Nawet jeśli moja intuicja podpowiada mi coś co pozostaje w
sprzeczności ze mną (a dokładnie w sprzeczności z racjonalnym rozumem),
przestałam ją już negować. Bywa, że odrzucam jej rozwiązania, bo świadomość
uparcie twierdzi, że tak będzie dla mnie lepiej, takie postępowanie jest
logiczne, albo „bo tak należy postąpić”, „taka jest tradycja”. Ale zawsze jak intuicja
mi podpowiada rozwiązanie biorę je pod uwagę, chociażby rozumowi wydawało się
najbardziej absurdalne. Intuicja nie podlega kontroli, a rozumem można
manipulować. Ale myślenie intuicyjne, które omija niejako rozum ma też wadę –
łatwo wpada w pułapki stereotypów, przekonań i złudzeń. I właśnie po to mamy
ten rozum, żeby logicznie przeanalizował to, co ustaliła wcześniej intuicja. Zazwyczaj
jak mój rozum nie zgadza się z „moim wewnętrznym ja”, powstaje przestrzeń do
przemyśleń, znajdowania dodatkowej wiedzy, analizowania podobnych sytuacji.
Zauważyłam też jeszcze jedną rzecz – „moje
wewnętrzne ja” nauczyło się być optymistką. Dodawało mi otuchy w trudnych dla
mnie chwilach zwątpienia czy samotności, wyrzucało natrętne myśli o kłopotach
na które, nie miałam wpływu i było najlepszym moim kibicem dodając mi siły i
pewności siebie. I trudno mi kogoś tak wartościowego ignorować.
Sam Albert Einstein powiedział: "tym, co naprawdę się liczy, jest intuicja”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz