piątek, 23 stycznia 2015

Krowa Kalego

Nie ukrywam, że odkąd weszłam na drogę rozwoju, stałam się obserwatorką życia. Swojego i innych, bo wszystkie te nici są powiązane.

I dzisiaj chciałabym się odnieść do obserwacji z życia innych. Prasa jest pełna nienawiści, pesymizmu i wzajemnych oskarżeń, bo dobre wiadomości się kiepsko sprzedają. W zależności od poglądów politycznych, od poglądów dotyczących wiary i niewiary, od preferencji moralnych i seksualnych, pojawiają się różne grupy polityczne i społeczne, które się wzajemnie zwalczają, a każda uważa, że tylko jej poglądy są słuszne. Oprócz radykalnych odłamów są także i umiarkowane, o których myślałam, że są otwarte na dyskusje i funkcjonują zdroworozsądkowo.
Według mojego małego rozumku taka jest różnica między ortodoksyjnymi fundamentalistami a umiarkowanymi zwolennikami. No może jeszcze uważałam, że mądre, uczone i spokojne głowy zazwyczaj występują w tej drugiej grupie. I w zasadzie to tak właśnie sobie funkcjonuje. Do czasu, aż nie nastąpi personalny atak wymierzony bezpośrednio w członka ugrupowania umiarkowanego. I wtedy łagodny centrysta potrafi zamienić się we wściekłego bulteriera, który bez skrupułów zionie jadem, stosuje manipulacje i zamyka się na dyskusje. I chociaż w zasadzie potępiał działania pełne agresji i nienawiści nagle stają mu się one dziwnie bliskie.

Napisałam o tym politycznym szumie nie bez powodu, ma on, bowiem bezpośrednie przełożenia na życie. Każdy z nas ma grupę przyjaciół, kolegów, znajomych. Przyjaciół dobieramy starannie, wiele nas łączy; na kolegów jesteśmy trochę skazani, ale można znaleźć coś wspólnego, na przynajmniej w pracy; natomiast znajomi to dość luźna grupa ludzi, z którymi czasem spotykamy się w różnych sytuacjach. Ale czasami naszych przyjaciół spotykają zdarzenia mało przyjemne. O ile są to zdarzenia przypadkowe, zwane losowymi typu awaria samochodu, pozostaje wysłuchać problemu, ewentualnie pomóc, jeśli przyjaciel poprosi o podwiezienie. Ale jeśli mamy przyjaciół będących małżeństwem i pewnego dnia, ku naszemu zaskoczeniu on pakuje walizkę i wyprowadza się z domu informując żonę, że dłużej z nią nie wytrzyma, bo ma od pięciu lat kochankę, a na dodatek mają razem dwuletnie dziecko. Albo ona wyjeżdża do przyjaciółki i nie wraca, bo doszła do wniosku, że lepiej będzie jej z innym, który ją rozumie, bo mąż jest kompletnym idiotą, na dodatek tyranem i bałaganiarzem. Oczywiście to są sytuacje przykładowe, ale jak najbardziej możliwe. Dwoje ludzi, którzy byli mi przyjaciółmi zaczyna między sobą wojnę. Z opcji umiarkowanej przechodzi w tą ortodoksyjną, zaczyna się czysta polityka i manipulacja. Naturalne, że strona pokrzywdzona albo wpadnie w depresje i zamknie się w sobie, albo wręcz przeciwnie zacznie szukać sojuszników w walce z niewiernym współmałżonkiem. Zaczyna się zazwyczaj od subiektywnego przedstawienia sytuacji przyjaciołom, którzy mają najbardziej zbliżone poglądy i uczucia i zaczyna się – nie wiem jak to nazwać najlepiej mi pasuje – samosąd. Winny zostaje przestawiony w najgorszym świetle, osądzony od czci i wiary i skazany na najgorsze tortury. I wszystko to, bez nawet cienia możliwości przedstawienia sytuacji z tego drugiego punktu widzenia. A prawda zawsze leży, pośrodku, bo wykluczam, że jedno z nich jest psychopatą. Właśnie mimowolnym świadkiem takiego samosądu ostatnio byłam. Z niemałym przerażeniem obserwowałam, jak grupka dotąd zrównoważonych osób zamieniła się w stado harpii i gdyby dać im słomę i widły, to pewnie winny spłonąłby na stosie. Wszelkie „głosy rozsądku” zostały dosłownie zakrzyczane, o żadnej dyskusji nie było mowy, emocje górowały. Samo to zjawisko nie jest takie dziwne, psycholodzy społeczni już robili takie eksperymenty, moje przerażenie brało się z tego, że te osoby dotychczas potępiały tego typu zachowania, uważając je za prostackie przejawy ludzkiej głupoty i głośno krytykując.

I wtedy przypomniałam sobie politykę Kalego: jak ukradną krowę Kalemu to jest zły uczynek, ale jak Kali ukradnie krowę to dobry. To kradzież i to kradzież, ale… Z punktu widzenia Kalego był to właściwy osąd moralny. Sienkiewicz pisał to kilkaset lat temu, a jest to mechanizm psychologiczny jak najbardziej aktualny i dziś. Zastanawiam się tylko, czy on pozostaje zwyczajnie niezmienny, czy raczej cofamy się w uznawaniu systemów moralnych. Powszechnie potępiane są ataki terrorystyczne, podkładanie bomb, torturowanie ludzi, rządy hunt wojskowych oparte na sile wojska. Walczą z tym zarówno rządy państw, organizacje humanitarne, a nawet celebryci. Ale z drugiej strony równie powszechna jest przemoc domowa, mężowie bijący żony, żony emocjonalnie żerujące na mężach, zagłodzone zwierzęta w klatkach czy noworodki znajdowane na śmietnikach. Teoretycznie są to również czyny potępiane moralne, i to takie, które czasami dzieją się za ścianą. A mimo to nikt temu nie przeciwdziała, a najpowszechniejszym wypowiedzią sąsiadów jest: ale to taka spokojna rodzina była…

O czym to świadczy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz