Przeżyję te święta po prostu z pogodą ducha w sercu, uśmiechem na twarzy, pozytywnym nastawieniem do siebie i świata oraz wiosenną radością. Czego i wszystkim czytelnikom bloga życzę.
Jako osoba, która wierzy trochę inaczej, zasadniczo
Wielkanoc jest dla mnie po prostu zwykłym świętem jak każde inne. Jest smaczne
jedzenie, wizyta u rodziny, nawet się święconym jajkiem podzielę i składam
ludziom życzenia. Bardziej chyba szanując tradycję, bo co do wiary miewam
wątpliwości. Obserwując tą całą otoczkę świąt odnoszę wrażenie, że zamiast
duchowego oczyszczenia, mamy kolejne skomercjalizowane żniwa. Gdy jeszcze byłam
katoliczką mającą naście lat, największe wrażenie na mnie zawsze wywierały
obrzędy wielkiego tygodnia, od niedzieli palmowej i inscenizacji męki pańskiej,
po liturgię wielkoczwartkową, piątkową drogę krzyżową i sobotnie święcenie
potraw. Wtedy odnajdywałam w tym jakiś duchowy wymiar. Teraz mam wrażenie, że
katolicy i niekatolicy świętują tak samo, różni ich tylko to, że katolicy zaglądają do
kościoła w świąteczne dni, bo radości chyba w sercu nie odnajdują.
Zacznę od samego przygotowania, czyli wielkiego postu. W tym
roku akurat dokładnie z początkiem tego okresu zaczęłam swoją dietę, więc
uważam, że tradycję uszanowałam w sposób bardzo wyrazisty, w przeciwieństwie do
niektórych „głęboko wierzących”. Według chrześcijaństwa jest to okres
przygotowania się duchowego i cielesnego do wielkiego wydarzenia, na którym się
filary wiary opierają. W tym okresie każdy wierzący powinien się trochę
poumartwiać, czyli czegoś sobie odmówić, co stanowi przyjemność. Słowo „post”
ma wymiar nie tylko symboliczny, ale dosłowny: może to być niejedzenie w tym
czasie nie tylko mięsa, to mogą być: chipsy, czekolada, batony, albo słodycze
ogólnie, zaprzestanie palenia, picia alkoholu, picia coli, powstrzymanie się od
kłótni, złoszczenia się na innych, obgadywania za plecami, kłamania, strzelania
fochów, wykorzystywania, użalania się nad sobą. A jak było?
Wracając do gorącego przedświątecznego okresu. Dla mnie jest
to okres dobry na oczyszczenie swojego ciała i otoczenia po zimowym zastoju,
więc wiosenne porządki są jak najbardziej na miejscu. Ale nie zrobiłam tragedii
z tego, że w niedzielę stoi u mnie dosychające pranie, czy nieumyte dwa
talerze. Uporządkowałam się także wewnętrznie, przemyślałam swoje cele i
uporządkowałam przemyślenia. Wiosna zachęca do większej dawki ruchu na świeżym
powietrzu i bycia milszym dla ludzi. A tymczasem cały ostatni tydzień, miałam
wrażenie, że wojna idzie. Masowe wykupywanie, rzucanie się na promocje,
narzekanie w kolejkach, że długo to trwa, zanim kasjerki poradzą sobie z tymi
tonami na taśmie. Nieodmiennie zastanawia mnie, po co to wszystko. To są tylko
dwa dni wolne, ilości jedzenia niesamowite. Moje smutne wrażenie jest takie, że
większość wyląduje albo w sedesie, albo na śmietniku, albo zostanie wmuszone w
zaproszonych gości.
Wracałam w ostatni poniedziałek z koleżanką, która na
pożegnanie zadała mi pytanie: a jak ty przeżyjesz święta na tej diecie? Odpowiedziałam
z uśmiechem: normalnie, jestem zmotywowana i asertywna. Zjem to, co nie kłóci
się z moją dietą. Dzięki zmianie nawyków, nie mam problemu z restrykcyjnym
liczeniem kalorii, bo ich po prostu nie liczę, wybierając potrawy z
odpowiednich grup. Słodkości nie jem od dawna, więc większość rodziny już się
nauczyła ich we mnie nie wpychać, a wielkanocne potrawy są na tyle urozmaicone,
że zawsze coś na stole dla siebie znajdę, zwłaszcza, że wiosna sprzyja sałatkom.
Wiosna też sprzyja spacerom, o których właśnie w świąteczne dni staram się nie
pomijać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz