„Nie” stanowi pełne zdanie. Debby C.
Dziś postanowiłam porozpatrywać słowo „nie”. Można je
przeanalizować na bardzo wiele sposób, ale każdy powinien doprowadzić do tego
samego wniosku. Słowo „nie” oznacza brak zgody. A tymczasem logika swoje, a
życie swoje. Po pierwsze utarty już frazes, że gdy kobieta mówi nie, to znaczy:
może później, próbuj jeszcze raz, chciałabym, ale boję się, zgodziłabym się,
ale za pierwszym razem nie wypada, chciałbym powiedzieć tak, ale wyjdę w twoich
oczach na łatwą… Wszystkie te interpretacje wypowiedzi zapewne wymyślili
mężczyźni w kontekście zachowań seksualnych, ale nawet kobiety w nie wierzą.
Chyba każdemu się kojarzą siedemnastowieczne romansidła, w których panna
najpierw musiała odmówić kawalerowi, bo na tym właśnie polegały zaloty. I to
przekonanie dotrwało do dziś wyrządzając wiele szkody komunikacji
interpersonalnej.
Po pierwsze narusza spójność znaczenia słowa „nie”. Narusza do tego stopnia, że w wielu środowiskach dumnie panuje pogląd, że gwałt nie dotyczy własnej żony. Podobnie zresztą jak prostytutki. Ani jedna, ani druga nie ma prawa przecież odmówić, jedna z racji obowiązku małżeńskiego, druga z racji wykonywanej profesji. No cóż, a gwałt w małżeństwie jest takim samym gwałtem jak każdy inny i dobrze, że prawo karne w tej kwestii jeszcze jest interpretowane we właściwy sposób.
Po pierwsze narusza spójność znaczenia słowa „nie”. Narusza do tego stopnia, że w wielu środowiskach dumnie panuje pogląd, że gwałt nie dotyczy własnej żony. Podobnie zresztą jak prostytutki. Ani jedna, ani druga nie ma prawa przecież odmówić, jedna z racji obowiązku małżeńskiego, druga z racji wykonywanej profesji. No cóż, a gwałt w małżeństwie jest takim samym gwałtem jak każdy inny i dobrze, że prawo karne w tej kwestii jeszcze jest interpretowane we właściwy sposób.
Druga odsłona słowa nie jest taka, że mamy trudność używania
go, jako pełny, odrębny zwrot. Niemal zawsze wiąże się ono z pytaniem
„dlaczego”. Zazwyczaj nawet odpowiadając „nie”, nie czekamy na to pytanie,
tylko od razu dodajemy wytłumaczenie.
Niezależnie czy dotyczy to najprostszych rzeczy, czy skomplikowanych
wywodów. Odpowiadając przyjaciółce na pytanie: czy dziś wpadniesz na kawę? Nie
odpowiem: Nie. Dodam zawsze jakieś wyjaśnienie, dlaczego nie wpadnę.
Podejrzewam, że gdybym ja zaproponowała koleżance kawę i usłyszałbym nie,
podświadomie również czekałabym na jakieś wyjaśnienie, mimo, że na obecnym
etapie swojego rozwoju potrafię przyjąć do wiadomości słowo „nie” bez popadania
w poczucie porażki. Zastanawiające to jest jak bardzo jest to zakorzenione w
naszych umysłach, że „tak” nie wymaga żadnego komentarza, a „nie” nijak się nie
może bez obejść bez uzasadnienia. Czasami zastanawiam się wręcz, czy
asertywność nazywana czasem sztuką mówienia „nie”, nie powinna być raczej
nazywana „sztuką rozumienia słowa nie”. Bo dokładnie tego uczy, jak odmówić,
żeby obie strony dialogu zrozumiały, że jest to odmowa, bez zbędnego ulegania
ani agresji. Czasami bardzo ciężko stanowczo i spokojnie mówić „nie”, do osoby
wyjątkowo namolnej, której wydaje się, że jeśli poprosi kilka razy, to wyrazimy
zgodę. I chyba te właśnie przekonania
tak bardzo utrudniają rozumienie siebie nawzajem. Przytoczę tutaj powiedzenie,
o którym mężczyźni twierdzą, że to typowy kobiecy foch: nie, bo nie. Fakt, że
ten zwrot faktycznie bywa używany nieco podniesionym tonem z naszych ust, które
jednocześnie robią podkówkę. Ale nie jest to powszechny foch, tylko wyraz nie
możności przedstawienia uzasadnienia na daną chwilę. Czasami nie mam na coś
ochoty, ale nie umiem wyjaśnić tego w sposób niepowodujący urazy u rozmówcy. I
wtedy pojawia się zamiast wyjaśnienie „bo nie”.
Co ciekawe, sama dzięki terapii dopiero niedawno odkryłam
słowa Debby C., że „nie” to jest cała odpowiedź i naprawdę nie potrzebuję jej
uzasadnić. Bez względu na to czy wiem, czy nie wiem, dlaczego coś wywołuje u
mnie brak przyzwolenia, nie muszę czuć się zobligowana do obszernego
wyjaśniania swoich poglądów. Ale mimo
to, nie umiem sobie z głowy wyrzucić myśli, że dla komfortu psychicznego osoby,
której odmawiam należy się jej jakieś wyjaśnienie.
Prawdopodobnie pokutuje wciąż we mnie przekonanie wpojone w dzieciństwie, że należy
być miłym i pomagać ludziom. I chociaż nauczenie się, że nie muszę mieć ochoty
na to czego inni ode mnie oczekują pozwala mi mówić „nie”, to jednak
przekonanie o konieczności bycia miłym nie pozwala tego „nie” zostawić bez słów
tłumaczących dlaczego. Bo to dopiero powoduje, że jestem miła, uprzejma i nie
chcę ranić drugiego człowieka odmową. Zupełnie jakbym miała wpływ na to, co
druga osoba zrobi ze swoimi uczuciami i chciała być za nie odpowiedzialna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz