poniedziałek, 12 stycznia 2015

Pogoda ducha

Znów drobny spór, barometr zjeżdża w dół 
Prywatne niebo już mgłą się zasnuwa
Tak bym chciała mieć prognozę naszych serc
Na życie, miesiąc, dzień mapę prognoz


Stan pogody, wyk. Anna Jurksztowicz, tekst: Jacek Cygan

Pogodę ducha chyba przewidzieć jest równie trudno jak tą za oknem. A może nawet i trudniej, bo o ile przewidywaniem tego co jest za oknem mogą się zajmować meteorolodzy, to prognozę naszej pogody ducha musimy odczytywać samodzielnie.
Nie jest to sztuka łatwa, bowiem wymaga czegoś, co nie wszyscy potrafią: odnalezienia drogi do własnych emocji, skontaktowania się z uczuciami i nauczeniu się ich wyrażania w asertywny sposób. Dopiero wtedy można odkrywać, kiedy towarzyszą mi ciemne chmury nastoju, gradobicie myśli i trzaskanie piorunami min, a kiedy pojawi się uśmiech niczym słońce, pozytywny wiatr powieje lekką bryzą, a stan uczuć się znacznie ociepli. Cieszę się, gdy udaje mi się uśmiechem rozgonić chmury smutku, ale jednocześnie zdaję sobie sprawę, z tego że deszcz łez jest potrzebny do życia, a ogień w kłótni oczyszcza atmosferę. Natura nigdy nie tworzy czegoś, co jest zbędne, jeśli tak nam się wydaje, to znaczy tylko, że jeszcze nie pojawił się moment, kiedy będzie potrzebne.

Pogody ducha można się nauczyć, zaakceptować, a wręcz nawet odkryć na nowo. Uświadomienie sobie, że to czy dana sytuacja mnie zezłości, czy raczej podejdę do tego w sposób spokojny zależy tylko ode mnie. W języku bardziej naukowym termin „pogoda ducha” jest definiowany raczej jako równowaga wewnętrzna, a ludzi pogodnych określa się jako spokojnych i zrównoważonych. Chociaż czasami nawet z tą siłą spokoju można przesadzić. Tak jak w przyrodzie potrzebna jest burza, tak w życiu człowieka od czasu do czasu pojawia się złość. I podobnie jak burza wcale nie musi niszczyć i łamać. Majowe burze są bardzo malownicze i doskonale jonizują powietrze. Złość czy smutek, przeżyty i wyrażony działa podobnie, w myśl powiedzenia „co nas nie zabije to wzmocni”, ale stłumiony, stłamszony i nie przeżyty gromadzi się tak długo, aż wybuchnie niczym tornado. I wtedy powoduje spustoszenie w naszym samopoczuciu, w relacjach z innymi i utracie stabilności emocjonalnej. Mi nauka pogody ducha pozwoliła odzyskać radość życia, czerpać przyjemność z małych rzeczy jak zapach porannej kawy, czy słońce z oknem, całus męża na dzień dobry czy satysfakcja z drobnych sukcesów. Posiadłam umiejętność spokojnego przyjmowania niepowodzeń, konstruktywnego podejścia do porażek i akceptowania złośliwości losu, na które nie mam wpływu.

Co pomaga w zachowaniu pogody ducha? Na pewno poczucie bezpieczeństwa, odnalezienie „swojego szczęśliwego miejsca”. Dla jednych jest to wanna z ciepłą kąpielą, dla drugiego fotel i świece zapachowe, dla jeszcze innej osoby ławka w parku. Każdy może odnaleźć taki moment w swoim życiu i miejsce, kiedy mimo wszystko czuje się szczęśliwy, kiedy odrywa się od tej całej rzeczywistości i przez moment jest po prostu na tu i teraz czując się dobrze, przywołując miłe wspomnienia. Po drugie, co jest jednocześnie i odkrywcze i oburzające – nie zajmujmy się czymś, czego nie lubimy, nie znosimy oraz co powoduje u nas złość i podły nastrój. To nic, że mąż proponuje wypad do kina, skoro film jest z gatunku, tych, których nie lubię? Można znaleźć albo inny seans, albo w ogóle inne miejsce. Jeśli ciągłe marudzenie sąsiadki czy innej osoby drażni ucho, unikać. Wiadomo, że starość ma swoje prawa, ale wszystko ma swój umiar. Znoszenie przykrych zachowań innych również. Tylko od nas samych zależy, w którym miejscu postawimy granicę. Warto też pamiętać o sprawianiu sobie drobnych przyjemności i postrzeganiu świata we wszystkich kolorach, bo świat taki jest, nie jest ani czarno-szary, ani różowy. I ostatnia moja rada: zaakceptuj siebie, takim jakim jesteś. Najlepsza rzecz, jaką dla siebie zrobiłam, która bardzo pomaga mi w zachowaniu pogody ducha jest prawo do bycia nie idealną. Nie muszę być ani wybitnie piękna, ani obrzydliwie bogata, ani perfekcyjnie poukładana. Jestem, jaka jestem i spełniam swoje role życiowe (żony, córki, przyjaciółki) tak jak potrafię i na ile mogę. Miarą miłości do innych wcale nie jest miara poświęcenia się, tylko umiar w dawaniu wsparcia i energii. Zupełnie jak w opowieści o karmieniu głodnego: zamiast codziennie dawać mu rybę, lepiej kupić mu wędkę i nauczyć go łowić. Bo zachowanie pogody ducha, zależy również od posiadanej przez nas energii.

Pogoda ducha to wewnętrzna zgoda na siebie prawdziwego i na swoje życie takie, jakie ono jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz