Nie ma małżeństw doskonałych, idealnych i bez problemów. W
każdym są problemy mniejsze czy większe.
Problemy mogą mieć naturę materialną w postaci kredytu, mogą wynikać z różnicy charakterów, z przyjętych wzorców, środowiska, w jakim każdy z partnerów był wychowywany, jak już wcześniej udowodniłam z różnicy płci. Ale większość problemów wynika z różnic w stanach emocjonalnych. Ważne jest to jak do tych problemów podchodzimy, jak rozkładamy odpowiedzialność i jak postanowimy je rozwiązywać.
Problemy mogą mieć naturę materialną w postaci kredytu, mogą wynikać z różnicy charakterów, z przyjętych wzorców, środowiska, w jakim każdy z partnerów był wychowywany, jak już wcześniej udowodniłam z różnicy płci. Ale większość problemów wynika z różnic w stanach emocjonalnych. Ważne jest to jak do tych problemów podchodzimy, jak rozkładamy odpowiedzialność i jak postanowimy je rozwiązywać.
Czy jest jakiś uniwersalny sposób na udany związek? Na pewno
jest kilka wskazówek, które pozwolą
kształtować go w satysfakcjonujący oboje partnerów sposób. Pierwsza to unikanie
zgorzknienia i uraz. Każdy wchodząc w związek ma własne oczekiwania,
odpowiedzialność, w tym za utrzymanie relacji. Problematyczne jest ocenianie
wysiłku, jaki każdy partner wkłada w związek. Mężczyzna zazwyczaj liczy jakość,
kobieta ilość. Mężczyzna wstanie rano, mimo, że chętnie by jeszcze poleżał,
pójdzie do pracy, gdzie zarabia pieniądze na rodzinę, nie rzadko pracując
ciężko, wróci z pracy do domu nie oglądając się na inne kobiety, nie zahaczając
o bar i kumpli, czasem jeszcze podjedzie z żoną na zakupy i uznaje, że
wystarczająco wiele z siebie dał dla tego związku. Teraz może odpocząć.
Najlepiej wyciągnąć się na kanapie, fotelu, włączyć telewizor i błogo oddać się
relaksowi. Kobieta natomiast liczy: wstałam rano, zrobiłam śniadanie,
posprzątałam po śniadaniu, wyszykowałam dzieci do szkoły, byłam w pracy, zrobiłam
zakupy, zrobiłam pranie, posprzątałam
pokoje, przygotowałam obiad, podałam go, pozmywałam, pomogłam dzieciakom w
lekcjach itd… Po czym wchodzi do pokoju, w którym mąż zażywa relaksu. Nic nie
denerwuje kobiety bardziej, niż widok mężczyzny, który nic nie robi. Mimo,
całej miłości, zrozumienia i chęci dawania, taki widok podnosi ciśnienie. I
zazwyczaj w tym momencie zaczynają się wszelkie fochy, kłótnie, utarczki,
nieporozumienia, przepychanki, które właściwie nie mają racjonalnego powodu.
Powód jest ewidentnie emocjonalny. Osobiście jestem osobą wyrozumiałą i szanuję
fakt, że mój mężczyzna po pracy i obiedzie, musi się zdrzemnąć, żeby dalej
funkcjonować. Drzemki potrzebuje tak samo jak posiłku. Ale zdarzają się
momenty, w których jestem zmęczona i ten widok wywołuje we mnie złość. Wtedy
wychodzę po cichu z pokoju i radzę sobie ze złością . Też daję sobie czas na
odpoczynek. Gdybym tego nie zrobiła właśnie bym zgorzkniała, schowała w sobie
urazę, która po pewnym czasie odezwałaby się w postaci zrobienia awantury z
niczego.
Jeśli różnice zdań w związku narastają, konflikty pozostają
nie rozwiązanie, problemy się piętrzą, każdą ze stron dopadają negatywne
emocje. Powoduje to, że robimy sobie rzeczy, których tak naprawdę nie chcemy.
Zapętlamy się w tej swojej urazie i złości. A niemożność poprawienia sytuacji
tylko pogłębia frustrację i między partnerami zaczyna się dziać coraz gorzej.
Pojawiają się myśli – gdyby można zacząć wszystko od początku. Odpowiem. Można.
Każdy z nas ma w umyśle taki przycisk resetowania. Nazywa się przebaczanie.
Jest to decyzja, którą podejmujemy w umyśle. Nie sercem, emocjami, uczuciami,
ale rozumem. Oznacza, że od tego momentu zerujemy stan uczuć, nie wypominamy
tego co było wczoraj i przestajemy do tego wracać. Oczywiście to pozostaje w
naszej pamięci, krzywdę trudno zapomnieć, ale przestajemy ją rozpamiętywać.
Rana zostanie, ale się zabliźni. Przebaczanie jest potrzebne osobie skrzywdzonej,
a nie winnemu krzywdy. Nie przebaczenie można porównać do rozdrapywania sobie
rany, w nadziei, że boleć będzie sprawcę. Przebaczać najlepiej zacząć małe
winy, wtedy zatrzyma się nakręcanie tej machiny uraz i złośliwości, poczucia
krzywdy i chęci zemsty. I z własnego doświadczenia powiem, że to naprawdę
działa.
Trzecia wskazówka to docenianie. Bardzo często w wyniku małżeńskich
sprzeczek, jedna strona nie czuje się doceniona, czuje się skrzywdzona,
wykorzystana, niespełniona. Nie mam na myśli przemocy, ale typowo ludzkie
zachowania, które pozostają jakby w schemacie relacji, ale potrafią bardzo
zaboleć. Gdy marzenia, o których mówi, są torpedowane uwagami typu: wiesz, chyba Ci się w głowie poprzewracało,
zajmij się poważnymi sprawami, a nie mrzonkami…. Jeśli w związku zaczyna
brakować zrozumienia, budzi się poczucie samotności, pustki, rozczarowanie. A potem w towarzystwie pojawi się osoba, która nawet bez złych intencji
wykaże zrozumienie. Scenariusze mogą być różne, nawet prowadzić do rozpadu
związku. Czasami przygnieceni nieco monotonią życia, zapominamy, że każdy z
partnerów może mieć własne marzenia. I nawet jeśli wydają się mało realne,
pozwólmy mu je mieć. Doceniajmy rzeczy jakie dla siebie robimy, nawet te małe
codzienne. Doceniajmy nawet ten obiad zdaniem: Był pyszny. Nie istotne, że codziennie obiad jest smaczny, że
wydaje się to oczywiste i przecież on/ona wie, że mi smakował. Po co mam
wygłaszać utarte frazesy. Może po to, że czasami sami chcemy coś takiego
usłyszeć? Może czas uświadomić sobie, że każdy z partnerów potrzebuje wsparcia
i miłych słów.
Każdy ma własną receptę na to jak się kochać i nie pozabijać
przy okazji. Niektórzy tylko mają problem ze znalezieniem dobrej drogi dla
obojga, nie tylko dla jednego. Bo czasem medykament z recepty połknie jedno, a skorzystają oboje, a czasami każde potrzebuje własnej pigułki.
Często niestety nie mamy ani recepty, ani lekarza który nam podpowie jaka pigułkę trzeba połknąć. Ratowanie bądź poprawianie relacji w związku to bardzo trudna praca.. długa, żmudna i niestety często beznadziejna. Ale najtrudniejsze w tym jest zrozumienie, że związek potrzebuje natychmiastowej naprawy i uwierzenie, że ta naprawa jest w ogóle możliwa. :Pozdarwiam
OdpowiedzUsuńMasz Ka Lorka rację, ja swojego związku bez pomocy terapeuty pewnie bym nie uratowała, bo trudno mi było popatrzeć pozytywnie na sam fakt, że to możliwe. Odnoszę wrażenie, że też miałaś, albo masz w rodzinie alkoholika, bo jakoś w lot rozumiesz to co przekazuję, czasami trochę między wierszami.
UsuńCałe lata obserwowałam związek Olki a i mój też nie był wolny od wyskoków męża.. takie życie.
OdpowiedzUsuńIdealne związki to chyba tylko w bajkach występują i nazywa się je: żyli długo i szczęśliwie. jedynie Shrek był bajką łamiącą ten schemat. Jednak historia twojej Olki jest mi szczególnie bliska, dlatego, że jej mąż jest alkoholikiem. Ktoś, kto nie zna takiego życia, mimo ogromu empatii, nie jest w stanie pewnych rzeczy zrozumieć. Ale inny współuzależniony po prostu wie. Bez problemu wychwyci pewne zwroty, niuanse, zachowania charakterystyczne. Rozterki i dylematy ledwie widoczne w słowach dla normalnej osoby, ale tak szalenie bliskie we wspomnieniach, dla kogoś kto przeżył coś podobnego. Czasami na terapii, gdy słucham innych odnoszę wrażenie, że ta dziewczyna opisuje moje własne życie, tylko zmieniła imiona bohaterów i miejsce akcji.
Usuń