Malwina Kowszewicz
Każda osoba, która wchodzi w związek, bierze
odpowiedzialność za niego. Musi też ponosić odpowiedzialność za siebie i wtedy
pojawia się pytanie: jak zachować równowagę między byciem sobą, a stworzeniem
satysfakcjonującego dla obu stron związku. I odpowiedzią na to pytanie jest
właśnie kompromis małżeński.
Kobiety w większości są nastawione na dawanie, mężczyźni na
branie. Chociaż nie jest to regułą i bywa w związku dokładnie odwrotnie, jeśli
mózg kobiety wykształcił pewne męskie cechy, a mężczyzny kobiece. Teoretycznie
– jeśli tak jest, że jedna strona chce dawać, a druga brać, to mamy idealną
symbiozę. Ale tu pojawia się problem, bo nijak ta teoria nie chce się
potwierdzić w praktyce. Aby w związku zaistniała satysfakcja z obu stron, każda
ze stron powinna umieć dawać, ale także brać. To jedyna metoda na zachowanie
równowagi. Tymczasem często jest tak, że osoba, która więcej daje w związku,
chciałaby też brać, ale nie wie jak. Więc zaczyna dawać jeszcze więcej, żeby w
ten sposób skłonić partnera do wzajemności. Ale nie ma wzajemności, bo ktoś,
kto zawsze bierze, nie potrafi dawać. I to pozwolę sobie nazwać pierwszą
ścieżką kompromisu – wzajemnością. Problem jest jedynie z jej
osiągnięciem, ponieważ wymaga zrobienia czegoś, co wydaje się sprzeczne zarówno
z zasadami asertywności, jak i kompromisu. Partnera, który potrafi tylko brać,
do dawania można zmusić jedynie na drodze tresury. Żeby ładniej brzmiało można
nazwać treningiem rozwoju. Ale to jedyna droga, prosić więcej niż raz
(powtarzać), motywować pozytywnie do zmian i prowadzić wymianę na przykład
poprzez system nagród. Brzmi nieco brutalnie, ale to właśnie często jest
stosowane, gdy żona prosi męża o naprawę usterki: musi mu to powtarzać, zanim
dotrze; musi stosować pozytywne wzmocnienie poprzez mówienie łagodnie i czule;
chwali, gdy usterka zniknie i daje nagrodę w postaci dobrego obiadu, chociaż
seks byłby lepszy.
Kompromis jest też często kojarzony z ustępstwami każdej ze
stron. Owszem, często na tym polega dojście do stanu równowagi, ale nie zawsze.
I dlatego dalsza część definicji kompromisu brzmi – lub wiąże się z odstępstwem
od założeń w imię ważniejszych wartości. Z definicją kłócić się nie będę, ale to nijak ma się do
życia w rodzinie. Przykładowo mąż chce
pomalować pokój na niebiesko, żona na pomarańczowo? Co będzie kompromisem? Dwie
ściany na pomarańczowo, dwie na niebiesko? Albo pokój w paski? A może wybrać
zielony? Ewentualnie mąż musi zrezygnować dlatego, że kolorystycznie kanapa
pasuje do pomarańczowego. Wszystkie te rozwiązania odpowiadają definicji kompromisu,
ale najważniejsze jest pytanie, czy któraś ze stron będzie usatysfakcjonowana
tym rozwiązaniem? I to jest druga ścieżka kompromisu – satysfakcja.
Kompromis powinien być osiągany na drodze otwartej dyskusji, czyli przy
nastawieniu się na racje tej drugiej strony i dawać satysfakcję obu partnerom.
Mąż może zrezygnować z niebieskiego, nie dlatego, że nie pasuje do kanapy,
tylko dlatego, że zmienił zdanie z pobudek wewnętrznych. Święty spokój nie w
każdej sytuacji jest wartością, dla której trzeba się poświęcać. Kompromisem,
który może przynieść satysfakcję obu stronom może być też pomalowanie na
niebiesko innego pokoju, aby zarówno mąż jak i żona mieli dla siebie
pomieszczenie, w którym będą się czuć komfortowo.
No dobrze, ale przecież prawdziwa, dojrzała miłość jest
zdolna do poświęceń, na tym przecież polega. Przecież związek z drugim
człowiekiem polega na szukaniu rozwiązań sytuacji trudnych, które będą wiązały
się z koniecznością ustępstw. Przecież nie zawsze się znajdzie rozwiązanie z
którego zadowolone będą obie strony? Zgodzę się nie zawsze. Czasami liczy się
nie skutek, tylko droga jaką dochodzimy do rozwiązania. Można konflikty rozwiązywać
na zasadach walki, gdy partnera traktujemy jak wroga. Można na drodze ignorancji
konfliktu, udawać, że nic się nie dzieje. Można wymuszać uległość partnera na
drodze manipulacji. Można stosować drogę kompromisu, czyli ustępstw. Ale jest
jeszcze jedna: droga współpracy. I tak naprawdę dwa pokoje w różnych kolorach
to jest następstwo współpracy, nie kompromisu. Wszystkie te drogi są w życiu
przez nas stosowane, chociaż chodzenie drogą współpracy, jest dla związku
najlepsze. Używanie walki, unikania czy manipulacji prowadzi do zdominowania
związku przez osobę, która je częściej stosuje. Droga kompromisu jest alternatywą,
gdy współpraca się nie udaje. Ale warto pamiętać, że razem można dojść dalej,
chociaż wolnej.
Tak tak tak!!! Kompromis nie jest zły... Współpraca , szacunek, wspólne ( OBUSTRONNE ) zaangażowanie i szczera rozmowa to droga do szczęścia . Nie na tym polega związek, by jedną osoba wiodła prym, druga zaś się podporządkowała. Pytanie tylko, czy chcemy być szczęśliwi, potrafimy szczęście dawać, kochamy? Jeśli tak to powyżej gotowy przepis na udany związek! WSPÓŁPRACA, SZACUNEK, MIŁOŚĆ.
OdpowiedzUsuńMoje osobiste przemyślenie: szczęście i miłość to takie dwie wartości, które można pomnożyć tylko przez dzielenie. Szkoda jedynie tego, że niektórzy to rozumieją za późno. Nie można być szczęśliwym zabierając to szczęście komuś i nie można być szczęśliwym nie umiejąc się nim podzielić.
OdpowiedzUsuńNapisałaś coś szalenie ważnego, z czego większość przedstawicieli ludzkiego gatunku nie zdaje sobie sprawy: Aby pomnożyć miłość, trzeba się nią dzielić!!!!!!!
UsuńNie pamiętam w tej chwili który z naszych satyryków powiedział kiedyś, że " jeśli ona chce mieszkać w Krakowie a on w Szczecinie - to kompromisem nie jest zamieszkanie w połowie drogi - w Warszawie ". Czasami stanowiska są nie do pogodzenia.. wtedy ktoś musi ustąpić. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńI dlatego napisałam, że czasami kompromis polega na tym, że jedna ze stron ustąpi, dla dobra związku, ale zrobi to nie dla świętego spokoju, tylko w wyniku świadomej decyzji, to będzie to korzystne także dla niej. Bo zostanie do tego przekonana, a nie "zmuszona".
UsuńCzasem tak też bywa. Najczęściej jednak nieporozumienia i kłótnie biorą się z małych rzeczy... Nie wszystko jednak da się dodać i podzielić na pół... Grunt żeby wtedy ktoś potrafił docenić poświęcenie drogiej strony!
OdpowiedzUsuńZgadzam się, dlatego napisałam, że najlepsza jest droga współpracy, w wyniku której obie strony zyskują, czyli ich potrzeby zostają spełnione. Wycofując się w jednym punkcie, dostanie coś w innym. Tak jak w moim przykładzie pokój zostanie pomalowany na pomarańczowo zgodnie z potrzebą żony, ale mąż będzie miał dla siebie inny w kolorze niebieskim.
UsuńA co do artykułu: bardzo mi się podobają twoje ścieżki kompromisu: wzajemność i satysfakcja. Tylko zastanawiam się czy to są ścieżki kompromisu czy już raczej współpracy:)
OdpowiedzUsuńAle pisz, lubię sobie poczytać w poniedziałkowe poranki świat widziany w pozytywny sposób i posty, w których piszesz, że w duchu wzajemnego szacunku do siebie można ten cholernie smutny i zepsuty świat, chociaż trochę naprawić.
Pozdrawiam
Dziękuję, że tak to odbierasz;)
OdpowiedzUsuń