wtorek, 22 lipca 2014

Wyznaczanie kursu, czyli o stawianiu sobie celów



Jeśli nie ustalasz celów dla siebie, jesteś skazany na pracowanie przy osiąganiu celów kogoś innego. Brian Tracy
Dlaczego akurat ten cytat na początek? Być może dlatego, że jest dla w pewnym sensie kwintesencją tego co było… tego co realizowałam, żyjąc we współuzależnieniu. I tu nasuwa się konkluzja, czy ja miałam wtedy jakieś cele? Ależ oczywiście, że TAK. Pracowicie jak mróweczka utrzymywałam życie mojego alkoholika pod kontrolą: dbałam o niego, sprzątałam, prałam, gotowałam. Obsługa full-servise. Walczyłam o mojego męża jak wadera, broniłam go jak lwica, aż wreszcie walczyłam z nim o każdy dzień, w którym nie pił. Codziennie ten sam cel. Żeby się nie napił. Pomijając niemożność jego realizacji, NIE BYŁ TO MÓJ CEL, ale porażki wynikające z jego niezrealizowania były jak najbardziej moje. Każdy kolejny dzień, który okazywał się kolejną porażką powodował, że stawałam się wobec życia coraz bardziej apatyczna, rosła frustracja i poczucie bezsilności. 



Żadne zadanie nie jest szczególnie trudne, jeśli podzielisz je na mniejsze podzadania. Henry Ford
Czy to zdanie nie brzmi lepiej? Dla mnie ma ogromną moc motywującą. Gdy weszłam na ścieżkę ponownego rozwoju osobistego wyznaczyłam sobie kierunek, w którym chcę podążać. Oczywiście do przodu. Ale bardzo trudno było mi wyznaczyć cel długofalowy, ponieważ albo miałam ich zbyt wiele, albo były zbyt odległe, albo po prostu niemożliwe do realizacji. Wyznaczenie sobie zbyt odległego lub ambitnego celu mogło mnie doprowadzić do kolejnej porażki, kiedy mimo wkładanego wysiłku cel pozostawałby poza zasięgiem. A tego już nie chciałam, dość przegrywania z życiem!!!I Tu pomógł mi pan Ford z jego cenną wskazówką. Przecież mogę jak kolarze po drodze do mety zbierać lotne premie, czyli po drodze do celu głównego realizować cele mniejsze. Takie cele miesięczne w planie rocznym, oraz cele tygodniowe w harmonogramie miesięcznym, które są łatwiejsze i bliższe. Takie małe kroki na długiej drodze. Ale dzięki każdemu krokowi idę do przodu. 
Jak wyglądało to w praktyce? Spojrzałam się w tym przełomowym marcu w lustro realnie. Modelką raczej szans zostać nie mam, chyba, że będę prezentować modę dla pań w średnim wieku i w rozmiarze XXL. Ale znalazłam kilka rzeczy, które mogłam zmienić bez wielkich nakładów finansowych. Czas zacząć być dobrą dla swojego ciała i wyrobić kilka pozytywnych nawyków. Czas zacząć patrzeć na siebie. Przestać się wstydzić przed samą sobą.
Cel pierwszy: zaakceptować siebie.
Trudne, ale bez tego nie posunę się dalej w rozwoju osobistym. Nie czując się pewnie we własnym ciele, nie rozwinę ducha. Stwierdziłam, że widok mi się nie podoba, ale ciągle się negując też niczego nie osiągnę. Wmawianie sobie, że mogę odpuścić, bo ładniejsza i szczuplejsza już byłam raczej mojej świadomości nie pomaga w pozytywnym patrzeniu na siebie.
Jak to zmienić małymi krokami? Łatwo nie jest, ale codziennie patrzę się na siebie i znajduje coś co mi się podoba. Choćby to w tym dniu miały być tylko kolczyki.
Cel drugi: zmienić siebie.
Tak. Ambitne. Dla mnie bardzo. Ale wystarczy podzielić na 5 małych etapów, wykonywanych codziennie, które się na końcu zsumują:
używanie kosmetyków do ciała.
regularne picie wody
jedzenie z naczyń do tego przeznaczonych, ze smakiem i w spokoju
jedzenie mniejszych porcji
codzienny ruch fizyczny.
Pięć małych kroków na długiej drodze, ale każdy realny i przybliżający mnie do celu głównego. Minęło od tego czasu 5 miesięcy, i jestem o 5 miesięcy bliżej celu. Rezultat: ubrania lepiej leżą, lepiej wyglądam i lepiej się czuję. Poprawiłam także swoją kondycję, ustąpiły migreny i nerwobóle. A ponieważ wyrobiłam sobie te przydatne nawyki w dbaniu o siebie i dla siebie, mogę wprowadzać nowe zmiany dotyczące także rozwoju emocjonalnego, umysłowego, duchowego, których dokumentację stanowić będzie niniejszy blog.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz