Kobiecość.. Co oznacza bycie kobietą? Czy gładka cera, zaokrąglone
biodra, wydatne piersi i pełne usta, które dostałam w pakiecie startowym od
natury oznaczają, że czuję się kobietą, czy tylko czynią mnie samicą człowieka?
Czy zaznaczając rubrykę w kwestionariuszu płeć, czuję się kobietą czy tylko
jednostką statystyczną? A dlaczego niektóre zawody nie mają formy żeńskiej:
rycerz, żołnierz, komisarz, inspektor, hydraulik, ksiądz, medyk, minister,
premier; a inne z kolei mają tylko formę żeńską: niania, pokojówka, przedszkolanka?
Czy dzieje się tak dlatego, że pierwsza grupa sprawia, że kobiety przestają być
kobiece, a druga ich atrybuty kobiecości właśnie podkreśla? Czy walka, broń,
władza i garnitur nie są jednak domeną mężczyzn, a kobiety są czułe, opiekuńcze
i delikatne? Czy tak nie stworzyła nas natura? A dlaczego mam z tym walczyć? Walka
o prawa kobiet, walka ze stereotypem garkotłuka, z niesprawiedliwością
społeczną – tak popieram. Ale walka, aby zrównać kobietę i mężczyznę to dla
mnie kompletna bzdura. Jest wbrew naturze. Czy my chcemy być jakimiś
bezpłciowymi tworami, czy jednak jesteśmy ludźmi? Czy urok, wdzięk, powab to
coś obcego? Bycie "wodą, ogniem, burzą, perłą na dnie" w gruncie rzeczy mi się
bardzo podoba. Czy kobietą jestem tylko z definicji czy jednak się nią czuję?
Tak, jestem i czuję się kobietą.
Jestem nieuleczalnie,
niepoprawną romantyczką… Nie zamierzam się z tym kryć, jako dziecko pragnęłam
być złotowłosą księżniczką, którą porwie rycerz na białym koniu. Mogłabym się
urodzić 100 lat temu i z wdziękiem przyjmować komplementy dżentelmenów przy
południowej herbacie. Uwielbiam dostawać kwiaty, szczególnie takie jak ja, o
delikatnym wyglądzie, ale silnym charakterze: słodko pachnące frezje, bukiecik
fiołków, zniewalające lilie czy majestatyczną orchideę.
Jestem wrażliwa na piękno
natury. Czerpię przyjemność z oglądania wschodów i zachodów słońca, nad morzem,
nad jeziorem, nad rzeką, nad horyzontem rozciągającego się lasu. Fascynuje mnie
oglądanie burzy na nocnym niebie, gdy błyskawice rozświetlają noc. Lubię czuć
zapach majowej łąki, dotyk czerwcowej rosy, muśnięcie lipcowego upału i woń
sierpniowych ziół. Uwielbiam smak jesiennych owoców, zapach konfitur, szelest
opadających liści i skrzypienie pierwszego śniegu.
Chciałabym ubrać sukienkę
w kwiaty, założyć słomkowy kapelusz, wziąć koszyk i boso iść plażą zbierając
bursztyny. Chciałabym znaleźć ogromną muszlę, którą w listopadowy wieczór
przyłożę do ucha, a ona opowie mi morką opowieść o dzielnym korsarzu,
nieszczęśliwie zakochanym w pięknej córce króla.
Noszę w sobie Afrodytę, która
wyłoniła się z delikatnej, morskiej piany, Demeter niosącą życie, Vestę –
opiekunkę ogniska domowego, Atenę – usposobienie mądrości, Artemidę –
niedoścignioną łowczynię i Nemezis decydującą o przeznaczeniu.
I to wszystko muszę sobie
przypomnieć stojąc w poniedziałkowy poranek przed lustrem… Muszę przypomnieć
sobie, że jest we mnie osoba, która mnie bezgranicznie kocha, która mnie bezwarunkowo
akceptuje i zawsze stoi po mojej stronie. Jest we mnie moja wewnętrzna kobieta,
pewna siebie, nastawiona pozytywnie do życia, która mi szepnie do ucha: dziś
będziesz ładnie wyglądać w beżowej bluzce. Moja wewnętrzna kobieta, która
uśmiechnie się do mnie w lustrze i wypogodzi mi twarz. Moja wewnętrzna kobieta,
która mnie wyprostuje, wypnie moją pierś i doda: natura dała Ci ten atrybut
kobiecości, więc noś go z dumą. Przestań się czepiać swojego rubensowskiego
tyłka, tylko zakręć nim od czasu do czasu. Poczuj się kobietą na 100%, bo z kobietą
ci do twarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz