wtorek, 29 lipca 2014

100% KOBIETY w kobiecie

Kobiecość..  Co oznacza bycie kobietą? Czy gładka cera, zaokrąglone biodra, wydatne piersi i pełne usta, które dostałam w pakiecie startowym od natury oznaczają, że czuję się kobietą, czy tylko czynią mnie samicą człowieka? Czy zaznaczając rubrykę w kwestionariuszu płeć, czuję się kobietą czy tylko jednostką statystyczną? A dlaczego niektóre zawody nie mają formy żeńskiej: rycerz, żołnierz, komisarz, inspektor, hydraulik, ksiądz, medyk, minister, premier; a inne z kolei mają tylko formę żeńską: niania, pokojówka, przedszkolanka? Czy dzieje się tak dlatego, że pierwsza grupa sprawia, że kobiety przestają być kobiece, a druga ich atrybuty kobiecości właśnie podkreśla? Czy walka, broń, władza i garnitur nie są jednak domeną mężczyzn, a kobiety są czułe, opiekuńcze i delikatne? Czy tak nie stworzyła nas natura? A dlaczego mam z tym walczyć? Walka o prawa kobiet, walka ze stereotypem garkotłuka, z niesprawiedliwością społeczną – tak popieram. Ale walka, aby zrównać kobietę i mężczyznę to dla mnie kompletna bzdura. Jest wbrew naturze. Czy my chcemy być jakimiś bezpłciowymi tworami, czy jednak jesteśmy ludźmi? Czy urok, wdzięk, powab to coś obcego? Bycie "wodą, ogniem, burzą, perłą na dnie" w gruncie rzeczy mi się bardzo podoba. Czy kobietą jestem tylko z definicji czy jednak się nią czuję?


Tak, jestem i czuję się kobietą.
Jestem nieuleczalnie, niepoprawną romantyczką… Nie zamierzam się z tym kryć, jako dziecko pragnęłam być złotowłosą księżniczką, którą porwie rycerz na białym koniu. Mogłabym się urodzić 100 lat temu i z wdziękiem przyjmować komplementy dżentelmenów przy południowej herbacie. Uwielbiam dostawać kwiaty, szczególnie takie jak ja, o delikatnym wyglądzie, ale silnym charakterze: słodko pachnące frezje, bukiecik fiołków, zniewalające lilie czy majestatyczną orchideę.
Jestem wrażliwa na piękno natury. Czerpię przyjemność z oglądania wschodów i zachodów słońca, nad morzem, nad jeziorem, nad rzeką, nad horyzontem rozciągającego się lasu. Fascynuje mnie oglądanie burzy na nocnym niebie, gdy błyskawice rozświetlają noc. Lubię czuć zapach majowej łąki, dotyk czerwcowej rosy, muśnięcie lipcowego upału i woń sierpniowych ziół. Uwielbiam smak jesiennych owoców, zapach konfitur, szelest opadających liści i skrzypienie pierwszego śniegu.
Chciałabym ubrać sukienkę w kwiaty, założyć słomkowy kapelusz, wziąć koszyk i boso iść plażą zbierając bursztyny. Chciałabym znaleźć ogromną muszlę, którą w listopadowy wieczór przyłożę do ucha, a ona opowie mi morką opowieść o dzielnym korsarzu, nieszczęśliwie zakochanym w pięknej córce króla. 
Noszę w sobie Afrodytę, która wyłoniła się z delikatnej, morskiej piany, Demeter niosącą życie, Vestę – opiekunkę ogniska domowego, Atenę – usposobienie mądrości, Artemidę – niedoścignioną łowczynię i Nemezis decydującą o przeznaczeniu.
I to wszystko muszę sobie przypomnieć stojąc w poniedziałkowy poranek przed lustrem… Muszę przypomnieć sobie, że jest we mnie osoba, która mnie bezgranicznie kocha, która mnie bezwarunkowo akceptuje i zawsze stoi po mojej stronie. Jest we mnie moja wewnętrzna kobieta, pewna siebie, nastawiona pozytywnie do życia, która mi szepnie do ucha: dziś będziesz ładnie wyglądać w beżowej bluzce. Moja wewnętrzna kobieta, która uśmiechnie się do mnie w lustrze i wypogodzi mi twarz. Moja wewnętrzna kobieta, która mnie wyprostuje, wypnie moją pierś i doda: natura dała Ci ten atrybut kobiecości, więc noś go z dumą. Przestań się czepiać swojego rubensowskiego tyłka, tylko zakręć nim od czasu do czasu. Poczuj się kobietą na 100%, bo z kobietą ci do twarzy. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz