Kiedyś byłam inna… Żyłam życiem mojego alkoholika zamiast własnym… Pół roku temu trafiłam na terapię dla osób współuzależnionych i pomalutku zaczęłam patrzeć na siebie swoimi oczami i odzyskiwać kontrolę nad swoim życiem. Doszłam do wniosku, że niemożliwym jest naprawić zło całego świata, ale dam radę naprawić swoje życie. Pierwszy krok robił mój alkoholik, gdy zdecydował się podjąć leczenie i przestał pić. Potem na terapię poszłam ja, gdyż praca nad sobą to jedyna droga, aby odzyskać stracone zaufanie i naprawić wzajemne relacje. Bo trzeba zmienić siebie, a świat dookoła też zacznie się zmieniać.
Kiedyś byłam zagubiona… Teraz po prostu „ jestem Sobą, sobie wbrew, bycie Sobą wchodzi w krew”. Te słowa piosenki Krzysztofa Krawczyka, chyba najlepiej oddają moje uczucia. Bycie sobą jest fantastyczne, chociaż czasami bywa trudne, nawet dla mnie samej, gdy oglądam się za siebie i dopada mnie burza z przeszłości. Mam jeszcze momenty, że pragnę uciec do swojej starej skorupy, na szczęście mój wewnętrzny głos mi na to nie pozwala. Staram się być spokojna i pogodna, chociaż różnie z tym bywa. Nie ma trudniejszej sztuki, niż sztuka przewidywania pogody ducha. Chciałabym być wiatrem dającym siłę żaglom… Chciałbym być deszczem dającym życie kwiatom… Chciałabym być słońcem wychodzącym po burzy… Chciałbym być tęczą dającą kolory życiu… A czasami bywam czarną chmurą, zasłaniającą niebo, gradową burzą niszczącą zasiewy, porażającą błyskawicą łamiącą drzewa.
Kiedyś byłam nieszczęśliwa… Żyłam w wieży swoich lęków, słabości, niedoskonałości, nieuzasadnionych pretensji, wymówek, obwiniania, bezradności i smutku. To była bardzo wysoka wieża z ogromną fosą. Teraz zeszłam po tych bardzo, bardzo, bardzo wielu schodach, otworzyłam drzwi, przeszłam przez most i odetchnęłam świeżym powietrzem. Zobaczyłam, że w życiu liczy się coś więcej i trzeba na świat patrzeć szerzej i dalej, a nie tylko przez swoją klatkę bezradności. Mając ciągle spuszczoną głowę trudno spojrzeć w górę i zobaczyć pogodne niebo…A przecież to nie wymaga wielkiego wysiłku.
Kiedyś bałam się ludzi… Wiem, że nie ma róży bez kolców, ale nie wszyscy ludzie są źli i nieszczęśliwi. Są też pozytywni i mądrzy ludzie. Tacy, których warto dostrzec na swojej drodze, bo mogą mi wiele dać. Mogą mnie wiele nauczyć. Mogą wyciągnąć pomocną dłoń i nie muszę się wstydzić słów: proszę, pomóż mi… Poprosić o pomoc to żaden wstyd, nie muszę się ze wszystkim mierzyć sama. Otwarcie się na ludzi, z którymi czuję się dobrze, sprawiło, że zaczęłam się czuć również dobrze sama ze sobą…
Kiedyś byłam pesymistką. Myślałam, że w życiu, w którym świat pędzi do przodu niczym expres do piekła, opłaca się tylko brać. Dziś wiem, że o wiele więcej radości sprawia dawanie, nawet jeśli dać mogę niewiele… czasami wystarczy dać uśmiech, powiedzieć coś miłego drugiej osobie, czy po prostu być obok. Kiedyś uśmiech był dla mnie tylko wymuszonym grymasem na twarzy. Teraz wiem, że uśmiech to najskuteczniejsza broń świata. Rozpędza szare chmury, odgania burze, przekracza bariery i granice, daje nadzieję, rozświetla twarz, rozładowuje złość, łagodzi cierpienie.
Kiedyś… kiedyś usłyszę to, co chciałabym usłyszeć i powiem to, co chciałabym powiedzieć… Kiedyś…
Już teraz chciałabym czytać "Teraz jestem..." :-) Cieszę się, że będziesz się dzielić swoim doświadczeniem - patrząc na przemianę jakiej w sobie dokonałaś - ciągle nie mogę w to uwierzyć :) I wiem, że jak tym będziesz się dzielić - pomożesz w ten sposób nie jednej osobie :)
OdpowiedzUsuńKażdy dzień to jest jest bycie na tu i teraz. Więc każdego dnia bym mogła pisać teraz jestem:) Dziś na przykład znowu świeci słonko, a ja lubię słonko:) Więc wyciągam rower i jadę przed siebie:)
OdpowiedzUsuń