Zarówno z deficytów emocjonalnych jak i przeżyć z
dzieciństwa, bierze się problem z poczuciem własnej wartości jako człowieka. Niewiele
osób potrafi powiedzieć o sobie: jestem wartościowy. Większość buduje zdanie
złożone: jestem wartościowy, ponieważ jestem dobrym przyjacielem. Jestem
wartościowy, bo dzieci mnie potrzebują. Potwierdzenia wartości szuka się w
relacjach z innymi ludźmi.
Zdanie „czy zasługuję na miłość, pomimo odrzucenia?” od razu
sugeruje niedostatek poczucia wartości. Osoba, która akceptuje siebie powie:
zasługuję na miłość. Ona to wie, wierzy, że tak jest. Wie, że nie musi trzymać
się kurczowo jednego związku czy to z lęku przed samotnością, czy przed
prawdziwą bliskością. Dodanie „czy” zmienia sens tego zwrotu, zaczyna
wartościować, oceniać. Czy jestem dość dobra, czy jestem dość mądra, czy jestem
dość atrakcyjna, czy robię wszystko, co mogę,
aby na miłość sobie zasłużyć.
Stare przysłowie pszczół mówi, że miłość i szczęście to dwie wartości, które
można pomnożyć, gdy się nimi dzieli. Dzielenie oznacza, że część zostawiamy
sobie, a część oddajemy komuś. Powiedzeniu o dwóch połówkach jabłka nie jest
bezpodstawne, sugeruje właśnie dzielenie miłości. Miłość nałogowa natomiast
ofiaruje. Tak jak i ja ofiarowałam to co miałam najcenniejsze na ołtarzu
miłości: samą siebie. I dla mnie już nic nie zostało. Mój rezerwuar miłości się
opróżnił, a nie kochając siebie, nie potrafiłam go powrotem napełnić. Uzależnienie
od miłości ma kilka wzorców: miłość obsesyjna, współuzależnienie, zauroczenie i
fantazjowanie, współistniejący seksoholizm i miłość ambiwalentna. Każda z nich
jest toksyczna bowiem angażuje czas, emocje uzależnienie od drugiej osoby.
Miłość przestaje być uczuciem samym w sobie, ale służy do regulowania własnych
emocji i odcinania się od nieprzyjemnych uczuć.
Przyczyną nałogowej miłości jest odrzucenie, wykluczenie,
lęk przed samotnością. Nie tylko zdrada lub odrzucenie przez poprzedniego
partnera, ale głownie deficyty wyniesione już z dzieciństwa. Zasługiwać na
miłość nauczyłam się bowiem od najmłodszych lat. Relacje z rodzicami, kontakty
w rodzeństwem i rówieśnikami w szkole, zdarzenia losowe i choroby własne lub
bliskich to wszystko zdeterminowało mój rozwój w życiu dorosłym. Na to co się
wydarzyło wtedy nie mam już wpływu, ale na to jak sobie z tymi deficytami radzę
obecnie już mam wpływ. Życie z alkoholikiem chociaż było cierpieniem to
regulowało mój deficyt poczucia własnej wartości i odsuwało lęk przed
samotnością. Cierpliwie znosiłam, jak mój mąż zdradzał mnie z butelką. Bo
znalazłam kogoś kto mnie pokochał i komu byłam potrzebna. Swoją wartość
oceniałam przez pryzmat przydatności alkoholikowi, nie bacząc na koszty jakie
ponosiłam.
Dziś po prostu wiem, że zasługuję na miłość, bowiem potrafię
się nią dzielić. Wiem, że na świecie jest jedna osoba, która kocha mnie mimo
wszystko i nigdy nie przestanie. I jestem to ja. Nauczyłam się również kochać
innych ludzi. Kocham ich takimi, jakimi są. Przestałam usiłować ich zmieniać.
Moi najbliżsi są tylko ludźmi i mają swoje przywary, tak jak i ja je mam. Nie
oceniam wartości człowieka przez pryzmat ich zachowań, bowiem czasami
zachowania wynikają z sytuacji, choroby czy uzależnienia. Mam także nowego
męża, mimo, że nie wzięłam rozwodu. Kocham teraz człowieka, a nie alkohol,
który nim kierował. Tego człowieka, którego nie dostrzegałam oceniając tylko
zachowania pod wpływem alkoholu. Raz miał twarz anioła, raz demona, ale żadna
nie była prawdziwa. Teraz odzyskał twarz człowieka. Człowieka, który ma wady.
Wady, które czasami mnie irytują. Ale skoro byłam w stanie zaakceptować swoje
wady, to akceptacja wad ukochanego poszła znacznie łatwiej. Więc mogę z całkowitą
pewnością powiedzieć, zasługuję na miłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz