Gdy rozum śpi budzą się demony
Francisco Goya, pomiędzy 1797 a 1798 r.
akwafor
Źródło:http://georgeeliot2.blox.pl/2011/02/
Francisco-Goya-i-sroka-na-sznurku.html
Źródło:http://georgeeliot2.blox.pl/2011/02/
Francisco-Goya-i-sroka-na-sznurku.html
Pierwotnie miał być to post o podświadomości, ale potem oczywiście dopadła mnie druga część tego zwrotu, czyli „budzą się demony”. Obraz Goi jest jakoś dla mnie dopełnieniem tej myśli. Alegoria tego, że gdy świadomość zasypia budzą się w nas jakieś złośliwe stwory… Ano właśnie, ale naprawdę tak jest? Czy w podświadomości przechowuje wszystko to, co chcemy ukryć? Czym właściwie są demony?
Z definicji są to mroczne istoty pomiędzy światami: półboskie, półludzkie nieodmiennie związane ze złem. Senne maszkary, paskudne gargulce, potworne stwory, czarty, diabły i piekielne moce. No właśnie, a czym właściwie jest zło? I kto je stworzył? Gdyby zadać to pytanie respondentom z „Familiady”, pewnie najczęściej padającą odpowiedzią byłoby by: przeciwieństwo dobra. Zło jest przeciwieństwem dobra, ciemność jest przeciwieństwem światła, ale zazwyczaj nikt się nie zastanawia, dlaczego przeciwieństwem, zupełnie jakby to był stan, który można stworzyć. A przecież ani ciemności, ani zła nie da się stworzyć, dotyczą sfery nicości i niebytu. Ciemności nie da się włączyć, powstaje po wyłączeniu światła, więc logicznie myśląc jest stanem braku światła. Podobnie jak zło jest stanem, w którym nie ma dobra. Bez względu czy te budzące się demony nazwiemy: Lucyferem, Molochem czy Baalem, czy gangami, narkotykami, przemytem, czy rozwiązłością, przemocą, oszustwem, czy depresją, lękiem i cierpieniem, żadnej tych rzeczy nie stworzyła natura. Chrześcijanie mają w biblii piękny opis aktu stworzenia, który zawsze kończy się zwrotem: i to było dobre. Więc bóg jakby go nie pojmować, też nie stworzył zła. Wszystko, co tak naprawdę wrzucamy do worka z opisem „zło”, jest w całości dziełem człowieka, który zgubił dobro z serca. Zło faktycznie powstaje w naszych głowach, rodzi się z chęci znajdowania powodów, słabości, usprawiedliwienia.
Z definicji są to mroczne istoty pomiędzy światami: półboskie, półludzkie nieodmiennie związane ze złem. Senne maszkary, paskudne gargulce, potworne stwory, czarty, diabły i piekielne moce. No właśnie, a czym właściwie jest zło? I kto je stworzył? Gdyby zadać to pytanie respondentom z „Familiady”, pewnie najczęściej padającą odpowiedzią byłoby by: przeciwieństwo dobra. Zło jest przeciwieństwem dobra, ciemność jest przeciwieństwem światła, ale zazwyczaj nikt się nie zastanawia, dlaczego przeciwieństwem, zupełnie jakby to był stan, który można stworzyć. A przecież ani ciemności, ani zła nie da się stworzyć, dotyczą sfery nicości i niebytu. Ciemności nie da się włączyć, powstaje po wyłączeniu światła, więc logicznie myśląc jest stanem braku światła. Podobnie jak zło jest stanem, w którym nie ma dobra. Bez względu czy te budzące się demony nazwiemy: Lucyferem, Molochem czy Baalem, czy gangami, narkotykami, przemytem, czy rozwiązłością, przemocą, oszustwem, czy depresją, lękiem i cierpieniem, żadnej tych rzeczy nie stworzyła natura. Chrześcijanie mają w biblii piękny opis aktu stworzenia, który zawsze kończy się zwrotem: i to było dobre. Więc bóg jakby go nie pojmować, też nie stworzył zła. Wszystko, co tak naprawdę wrzucamy do worka z opisem „zło”, jest w całości dziełem człowieka, który zgubił dobro z serca. Zło faktycznie powstaje w naszych głowach, rodzi się z chęci znajdowania powodów, słabości, usprawiedliwienia.
Skąd taka moja teoria? Z obserwacji. Żaden człowiek nie
rodzi się „zły”. Małe dzieci są pogodne, ciekawe i radosne. Płacz zazwyczaj
sygnalizuje „coś”, co dotyczy ich stanu fizycznego lub samopoczucia. Nie płaczą
z powodu złości, lęku czy wstydu. Nie znają takich emocji. Nie czują
obrzydzenia, dlatego często łapią to, co im w ręce wpada, łącznie z ślimakami,
robakami i lepkimi substancjami, których dorosły starannie unika. Nie boją się
ciemności, nie czują samotności, nie unoszą się gniewem. Uczą się tego
wszystkiego od dorosłych, obserwując ich reakcje. Swoje „demony” otrzymują w
procesie wychowania. Potwory w szafie czy pod łóżkiem są wymyślone przez
dorosłych i używane jako straszak. Złość, agresja, histeria też są nabyte, bo
skuteczne, aby osiągnąć cel. Dokładnie taką samą metodą „wymuszać” nauczył się
mój kot. Jeśli dzieci od pierwszego momentu życia są obdarzane zaufaniem,
miłością, ciepłem rodzinnym, cierpliwością, a przede wszystkim wystarczającą
ilością czasu na ich rozwój, wchodzą w życie z poczuciem własnej wartości,
potrafią pozytywnie myśleć i konstruktywnie podchodzą do problemów. Jeśli ich
wzorcami są złość, krzyk i przemoc, taki model życia zaczynają wdrażać we
własnym życiu. Jeśli rodzice nie mają czasu, aby przekazywać informacje, wzorce
wartości, dziecko poszuka ich w internecie, wśród rówieśników, albo w zgoła nieodpowiednim
towarzystwie. Sprawcy przemocy nie są zwyrodnialcami od urodzenia. Bardzo
często sami doświadczali przemocy jako dzieci lub byli jej świadkami. Córki
alkoholików często wychodzą za alkoholików, bo taki model rodziny poznały.
No właśnie, jakie były moje demony? Moim największym demonem
był alkohol. Gdyby wtedy ktoś kazał mi narysować zło, to narysowałam bym pewnie
butelkę z rogami, kopytkiem i szatańskim ogonem. Z dwóch powodów. Po pierwsze alkohol
bardzo dobrze działał jako wyłącznik świadomości, podejrzewam, że mój mąż do
domu często wracał tylko dzięki GPS-sowi, jakim była jego podświadomość, która
drogę do domu miała opanowaną perfekcyjnie. Bawią mnie teraz moje ówczesne
myśli, że mój mąż nie trafi po pijaku do domu. Zawsze trafiał. Jego wewnętrzny GPS
wyłączał się dopiero w progu mieszkania. Po drugie alkohol włączał też moją podświadomość,
która w podpowiadaniu co może się stać, gdy nie mam męża pod kontrolą była
lepsza niż Hitchcock. Oczywiście skutkowało to poczuciem gorszości, beznadziei
i tego, że do niczego się nie nadaję. Teraz podchodzę do tamtego mojego gadania
z ogromnym dystansem, niemal kiwam głową, lekko się uśmiechając. Wtedy poza
pustką, lękiem i samotnością nie widziałam innej perspektywy. Żyłam jakby w
mroku. Teraz mówię, że ciemność w moim sercu, duchu i umyśle, była skutkiem
braku nadziei, miłości i wsparcia. Była konsekwencją braku dobra. Gdy ponownie
odkryłam te wartości moje demony uciekły, nie budzi mnie lęk w nocy, nie miewam
koszmarów, ani ponurych myśli. Tak sobie pomyślałam, że dużo racji jest w tych
opowieściach, że jeśli masz czyste serce, pokonasz najgorszy swój koszmar i nie
ulegniesz pokusie. Te wszystkie baśniowe próby, których nie można było odwracać
się za siebie, albo zbaczać z ścieżki. Jak byłam dzieckiem, wydawało mi się, że
to są próby odwagi, mądrości, wytrzymałości. Z obecnej perspektywy uważam, że
to były próby tego czy masz w sobie pozytywne wartości. Zło wpuszczamy do
naszego serca, kiedy tracimy dobro. Próbę zawsze przechodził ten śmiałek, który
wierzył w siebie, ufał sobie i potrafił dzielić się swoją energią poprzez pomoc
słabszym. To daje mi do myślenia nawet teraz, kiedy jestem w wieku, że sama
mogę wymyślać bajki.
Dla mnie moje Demony to to rzeczy bardziej przyziemne, nie koszmary , maszkary czy zło w swej najczystszej postaci. Moje demony to moje niespełnione marzenia upchane gdzieś głęboko, moje rozczarowania co do ludzi i siebie, moje pragnienia, których nawet nigdy nie starałam się zrealizować itd.. mogłabym jeszcze wiele demonów wymienić... moich.. zwykłych... codziennych.
OdpowiedzUsuńNo tak, posługując się tekstem mojej ulubionej Budki Suflera; kiedy rozum śpi, nic nie mogą już, ani prośby, ani groźby, ani anioł stróż..." i to jest cholernie prawdziwe w kontekście mojego demona... bo tak się czasami dokładnie czulam...
OdpowiedzUsuń