piątek, 21 listopada 2014

Yeh mah salifali mali

- Yeh mah salifali mali – powiedział optymista.
- Co ty tam bełkoczesz!? – zapytał pesymista z irytacją w głosie.
- Yeh mah salifali mali – powtórzył uprzejmie optymista.
- Ciebie już zupełnie pogięło? – skwitował pesymista ze złością.
- Yeh mah salifali mali – optymista uśmiechnął się szeroko.- Tobie ten optymizm to całkiem już zaszkodził na głowę – fuknął kolejny raz pesymista – przestań się głupkowato uśmiechać, bo to wcale nie jest zabawne.
- Yeh mah salifali mali – optymista pokiwał głową ze zrozumieniem nie przestając się uśmiechać.- Powinieneś zdecydowanie iść się leczyć, to co mówisz jest kompletnie niezrozumiałe, a twoje zachowanie świadczy, że zupełnie ci odbiło – jadowitym głosem poradził pesymista.
- Yeh mah salifali mali – odparł optymista wesołym tonem na pożegnanie.


Czy taki dialog jest tylko artystycznym przerysowaniem z mojej strony, a może ktoś go zrozumiał? Klucz do zrozumienia tego dialogu nazywa się zastosowanie zasad komunikacji. Zamiast usiłować zrozumieć, co znaczy Yeh mah salifali mali lepiej poczytać między wierszami i poszukać analogii w życiu codziennym.  Czy to nie przypomina niektórych rozmów pomiędzy mężem a żoną, a może między dziećmi a rodzicami? Czy w zwykłej rozmowie ze znajomym jego uśmiech i dobry nastrój przypadkiem nie wzbudza irytacji i chęci zdeprecjonowania jego powodów? Czy nie pojawia się w nas czasem wrażenie, że rozmawiając z kimś rozmawiamy w zupełnie nieznanym języku? Ile razy maż przychodząc z pracy mówi do żony swoim fachowym językiem, nie bacząc na to, że dla niej są to terminy niezrozumiałe i dlatego nie jest w stanie ich odebrać prawidłowo i dzielić z nim radość z jego osiągnięć. A panie ile razy zapominają, że niektóre terminy kosmetyczno-krawieckie brzmią czasem dla faceta jak zaklęcia magiczne?

W tym dialogu widać totalny brak zrozumienia, który wykazują obie strony. Pesymista po pierwszym niezrozumiałym dla niego zwrocie od razu popada w szukanie dziury w całym i tak naprawdę wcale nie słyszy, co mówi optymista, dla niego to ciągle taki sam bełkot. To co dociera do jego uszu przefiltrowuje przez własne „widzi mi się”. Optymista chce wyrazić coś dla niego przyjemnego, ale używa niewłaściwego języka. Widząc, że jest niezrozumiany stara się zastosować dodatkowe sygnały niewerbalne jak ciepły uśmiech i otwarta postawa, aby ciałem przekazać pesymiście, że mu jest dobrze, ale jego wyjątkowo dobry nastrój nie pozwala mi dostrzec zakłopotania i punktu widzenia pesymisty, więc zostając w swoim dobrym nastroju też nie odbiera w właściwy sposób informacji zwrotnej. W rezultacie to przypomina dwa monologi, zamiast dialogu.

A gdyby optymista jednak mówił po polsku?
 
- Dzień dobry, piękny mamy dzionek – powiedział optymista.

- Co ty tam szepczesz!? – zapytał pesymista z irytacją w głosie.

- Listopad jest w tym roku wyjątkowo ciepły i słoneczny, dziś jest piękny jesienny poranek – powtórzył uprzejmie optymista.

- Ciebie już zupełnie pogięło? – skwitował pesymista ze złością.

- Na brzózkach ciągle są liście, promyki słońca tworzą pomiędzy nimi przeuroczą grę światłocieni – optymista uśmiechnął się szeroko.

- Tobie ten optymizm to całkiem już zaszkodził na głowę – fuknął kolejny raz pesymista – przestań się głupkowato uśmiechać, bo to wcale nie jest zabawne.

- Ach, gdyby tak grudzień też był taki piękny, przyprószony śniegiem, z niewielkimi opadami śniegu i słońcem – optymista pokiwał głową marzycielsko nie przestając się uśmiechać.

- Powinieneś zdecydowanie iść się leczyć, twoje nastawienie jest zupełnie nieżyciowe, a twoje zachowanie świadczy, że na starość zupełnie ci odbiło – jadowitym głosem poradził pesymista.

- Marzą mi się piękne, białe święta, do zobaczenia, miłego dnia – odparł optymista wesołym tonem na pożegnanie.

Nawet mówiąc tym samym językiem rozmówcy wygłaszają dwa monologi, kompletnie nie słuchając siebie. Optymista popadł w euforię zachwycając się pogodą, a pesymista w zacietrzewienie usiłując popsuć optymiście nastrój. Żaden z nich nie wszedł w fazę odbierania informacji, każdy tylko nastawił się na nadawanie. Podobnie czasami wyglądają dialogi małżeńskie, szczególnie odbywane przez wyjściem z domu w lekkim pośpiechu.
Żona prosi męża:
- Jak będziesz wracał, odbierz mój kostium z pralni.
- Nie widziałaś moich kluczy – odpowiada mąż pytająco – leżały obok telefonu. Nie sprzątałaś na komódce czasem?
- Kwit do pralni włóż do kieszeni płaszcza, to nie zgubisz. Płaszcz Ci powiesiłam do szafy, bo ostatnio chodziłeś w kurtce – mówi żona
- Do kurtki schowałaś? A faktycznie są – odpowiada mąż z zadowoleniem.
Można się uśmiechnąć prawda? Ale życie pokazuje, że takie sceny często się obywają. Mąż nie ma pojęcia o istnieniu kostiumu, więc nie odbierze go z pralni, co skończy się wieczorną awanturą. Oczywiście powody tej awantury będą dla niego nie zrozumiałe. I w ten prosty sposób, nie uwzględniając istnienia zasad komunikacji sami sobie utrudniamy, życie marnując czas na niepotrzebne wymówki, kłótnie i monologi. A to, że zapominamy, albo nie uświadamiamy sobie istnienia pewnych zasad, nie oznacza, że one na nas nie działają. Tak jak z grawitacją. Czy nam się podoba, czy nie, podlegamy jej prawom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz