wtorek, 16 grudnia 2014

Zazdrośnicy w spódnicy

Zazdrość to takie uczucie dla mnie trochę ni w pięć ni w dziewięć i nie bardzo wiem, gdzie je umieścić. Czy po stronie tych mi bardziej przyjemnych czy raczej tych, które przeżywam niechętnie. Bo z jednej strony, jak mój mąż był o mnie ciut zazdrosny to połachotało to moje ego, ale z drugiej strony uznałam, że w zupełności nie ma do tego powodu i mnie rani, wykazując brak zaufania. A ja? Czy czułam się dobrze z zazdrością o męża? Też chyba nie, bo byłam niespokojna, towarzyszyła mi złość i poczucie bezradności.
Usłyszałam już, że zdrada z butelką nie jest tym samym, co zdrada z inną kobietą, ale dla mnie zazdrość była taka sama. Zaczęłam zastanawiać się jak wyobrażam sobie zazdrośnika/ zazdrośnice. To osoba o posępnym wyrazie twarzy. Zaciśnięte zęby, zagryzione usta, zmarszczone brwi, bruzda na czole, zgarbione ciało i ściśnięte dłonie. Ale nie tak zaciśnięte w pięści jak do walki tylko jakby kurczowo usiłujące się czegoś złapać. Osoba o niskiej samoocenie, bezowocnie porównująca się do pięknych, młodych i bogatych celebrytów z telewizji i wiecznie wypadająca przy nich źle. Osoba żyjąca w poczuciu zagrożenia, że znajdzie się ktoś lepszy, zdolniejszy, kto ukradnie jej partnera. Dlatego daje się zdominować zaborczości i nieustannie koncentruje się na partnerze, przeszukuje jego kieszenie, dyskretnie obwąchuje po wejściu do mieszkania, sprawdza maile, telefony, konta. Z niepokojem spoglądająca na wychodzącego partnera, zadająca pytanie: dokąd idziesz? Osoba, która popada w manię prześladowczą, śledząca partnera, sprawdzająca go. Zupełnie jakbym opisywała osobę współuzależnioną, czyli siebie. Ale przecież ja taka nie jestem! Nie wiem, czy zaprzeczenie to dobra odpowiedź, fakt, opisałam siebie z przeszłości, ale zmieniłam się od tamtego czasu. Czy wyeliminowałam całkowicie zazdrość z swojego życia? Ja wygląda taka zazdrośnica w spódnicy?

Kobiety są zazdrosne w zupełnie inny sposób niż mężczyźni. Dlatego nadal kwalifikuję się, jako zazdrośnica. Bo nie jestem zazdrosna o seks z inną kobietą. W tej materii ufam mojemu mężowi, nigdy podczas jego wyjazdów za granicę nie trawiły mnie wątpliwości czy chodzi na „panienki”. Podejrzewam, że gdybym się nawet dowiedziała teraz, że miał jakąś przygodę na boku nie poczułabym się ani zazdrosna ani zdradzona. Ja zazdroszczę emocjonalnie. Dlatego butelka była dla mnie takim samym powodem do zazdrości jak realna kochanka. Żony często są w stanie wybaczyć zdrady, jeśli mąż miał po prostu skok na bok. Żona jest natomiast zazdrosna o nową asystentkę, w której mąż widzi chodzący ideał. Jeśli mąż mówi, jaka to pani Iwonka jest mądra, elokwentna i jak w mig rozumie jego pomysły. Jeśli czuje, że innej kobiecie zaczyna poświęcać swój czas, swoje emocje i pozytywne uczucia. Wtedy pojawia się zazdrość destrukcyjna. I taka była właśnie moja zazdrość o butelkę. Nie umiał być szczęśliwy ze mną, ale był szczęśliwy z nią. I chociaż mój mąż od półtora roku nie pije, chociaż obdarza mnie uczuciami, dzieli się ze mną swoimi emocjami i mówi mi, że nikt go nie rozumie tak doskonale jak ja, obawa pozostała. Zadra tkwi w sercu i myśli o tym, że wróci do butelki są nadal przykre. Owszem przestałam je traktować w sposób dla siebie destrukcyjny, ale one nadal gdzieś w tle są.

Mężczyzn natomiast bardziej boli zdrada fizyczna, kiedy partnerka ma z kimś przygodę, nawet jednorazową, natomiast nie przykłada aż tak wielkiej wagi do posiadania jakiegoś internetowego pocieszyciela. Pewnym uzasadnieniem tego faktu jest teoria ewolucji, która odnosi się do bazy genów. Mężczyźni zdradzają, aby przekazać jak najwięcej genów, kobiety zaś, aby zdobyć najlepsze. Zatem, mężczyzna, który nie upilnował swojej kobiety, może wychowywać potomstwo innego. Dlatego dla mężczyzn zdrada fizyczna żony, jest bardzo mocną przesłanką do rozwodu, a gdy jeszcze pojawia się dziecko, co do którego ojcostwa są wątpliwości, stabilność emocjonalna i poczucie wartości mężczyzny w takim związku spada. Czuje się zdradzony, oszukany i „wrobiony”, a przy tym ogromnie samotny w swoim świecie, niezrozumiany i dręczący się pytaniami „dlaczego”. Oczywiście obecnie nie ma większego problemu na sprawdzanie ojcostwa, ale to wynalazek ostatniego stulecia, a wzorce zachowań i ewolucja obowiązują od wieków. Obecnie jest bardzo wiele „drugich” związków, w których mężczyźni wychowują nie swoje dzieci i nie wpadają z tego powodu w frustrację, ale jest jedna istotna różnica: oni wiedzą, że nie są ojcami. Nie są dręczeni wątpliwościami, bo z góry wiedzieli, że partnerka ma dziecko z innym i dokonali świadomego wyboru. A w przypadku wątpliwości co do wierności partnerki, nie jest to ich wybór. Dlatego tak trudno im normalnie funkcjonować w tej atmosferze podejrzeń i zaczynają być nadmiernie zazdrośni o każdego mężczyznę, z którym rozmawia ich żona. Obniżenie własnego poczucia wartości, niepewność uczuć partnerki i obawa, że może ją stracić może doprowadzić do obsesyjnej kontroli. Utrata partnerki to przecież porażka dla męskości i przyznanie się do słabości. A każdy mężczyzna woli być jednak supermenem.


Odczuwanie umiarkowanej zazdrości jest ponoć sygnałem zdrowego związku, ponieważ partnerom na sobie zależy. Znane jest przecież powiedzenie, że odrobina zazdrości dodaje smaku miłości. Ale ja będę nieco przekorna podsumowując temat. Da się w ogóle być trochę zazdrosnym? I ile to jest? Chciałbym powiedzieć, że jestem umiarkowanie zazdrosna, ale nie potrafię tego określić. Czy umiarkowanie znaczy w myślach, które niepokoją? Czy może także w wyrażaniu słownym. Powinnam mówić partnerowi, że jestem o niego zazdrosna, czy raczej pozostać z tą „umiarkowaną” zazdrością w sobie. Wiem, że obsesyjna zazdrość wiąże się z nadkontrolą i nadodpowiedzialnością i nadal pracuję nad wyeliminowaniem tych zachowań z swojego życia. Ale gdy po jednej stronie osi stoi zazdrość, a po drugiej zaufanie to trudno mi powiedzieć bliżej, której obecnie jestem. Pewna jestem tylko tego, że zmierzam w kierunku zaufania. Więc może i jestem umiarkowanie zazdrosna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz