sobota, 27 września 2014

Emocjonalność ponad miarę

Na początku terapii, jednym z problemów, nad którymi chciałam pracować była moja emocjonalność, z którą sobie nie radziłam.

Właściwie miałam wrażenie, że emocje po prostu nade mną górują i przejawiają się płaczem w najmniej do tego odpowiednim momencie. Odnosiłam wrażenie, że jestem niczym grecka płaczka, byle pretekst wystarcza, abym tryskała fontanną łez. Nie potrafiłam sprecyzować, co jest powodem mojej płaczliwości, nie umiałam określić, co czuję, gdy płaczę. Było to dla mnie dokuczliwe, nie byłam pewna swojego zachowania i odczuwałam z tego powodu dyskomfort psychiczny i wstyd, co ludzie o mnie sobie pomyślą?


Błędnie płacz kojarzyłam z emocjonalnością. Płacz był tylko reakcją mojego organizmu na pojawiające się emocje, które dotychczas tłumiłam, aż czara się przelała i emocje się ze mnie wylewały poprzez łzy. Płakałam praktycznie przy każdej emocji, nie tylko, gdy było mi smutno i czułam żal, płakałam również ze złości, z gniewu, z radości, z wzruszenia, z tęsknoty, z nostalgii, z irytacji, z przygnębienia, poczucia bezradności, poczucia krzywdy. Cokolwiek czułam od razu płakałam. W ten sposób mój organizm radził sobie ze stłumionymi emocjami. Im bardziej chciałam łzy powstrzymać, tym intensywniej płynęły. Przeszkadzało mi to i było jednym z powodów mojego zamknięcia się na świat zewnętrzny. Emocje i ich wyrażanie są jak najbardziej zdrową reakcją naszego organizmu na fakty, które nas otaczają. Moja płaczliwość wynikała z nadmiernego stresu, w którym żyłam. Bolesność mięśni, nerwobóle, bóle głowy, to tylko kilka jego symptomów. Także przeżywanie lęku, strachu, smutku, bezradności i przytłoczenie tymi nieprzyjemnymi emocjami. Nieprzyjemne, więc trzeba stłumić, odsunąć od siebie, upchnąć w środku. I tak gromadziłam je w środku, gromadziłam, nie odkręcając ani razu zaworu bezpieczeństwa, aż zbiornik się przepełnił. Nie mając ich gdzie stłumić mój organizm pozbywał się ich dosłownie, poprzez łzy. Płacz wywoływał mój dyskomfort, więc usiłowałam go powstrzymać, najszybciej jak się dało. Powodował też dyskomfort w moim otoczeniu i u większości moich znajomych od razu włączał się mechanizm pocieszania, żebym tylko jak najszybciej przestała płakać. I tak trwałam w tym błędnym układzie nie mogąc znaleźć wyjścia.

I dopiero mój terapeuta mi powiedział, że to normalne zachowanie. Zaczął mnie uczyć rozpoznawania emocji, które przeżywam. Zostałam wyposażona w koło emocji i poproszona o prowadzenie dzienniczka uczuć. Na każdym spotkaniu, na którym zaczynałam płakać (a pierwsze miesiące terapii chyba się wyłącznie z płaczu składały) padało niezmienne pytanie: co się zadziało? co teraz czujesz? Za każdym razem, kiedy płynęły mi łzy otrzymywałam przestrzeń do poradzenia sobie z nimi. Żadnego pośpiechu, żadnego dyskomfortu, po prostu chwila milczenia, kiedy mogłam płakać nie musząc się z tego tłumaczyć, nie musząc opanowywać tych łez. I tak, dopóki naczynie się nie opróżniło do bezpiecznej granicy, po której wracał mi głos i trzeźwość myślenia. Opróżniałam je po trochu, aż zyskałam miejsce na inne reakcje. I tak krok po kroku nauczyłam się rozpoznawać emocje, fizyczne objawy w moim organizmie, myśli, które mi towarzyszą i działania, jakie podejmuje. Nauczyłam się kontaktować ze swoimi emocjami. Zawsze, gdy pojawia się u mnie intensywna emocja, działam już wg schematu: zatrzymuję, rozpoznaję, kontaktuję się, przeżywam. Płaczę bardzo rzadko, a jeśli mi się zdarza, że w towarzystwie robią mi się mokre oczy i widzę konsternację, po prostu mówię, że wypływają ze mnie emocje i czuję się z tym dobrze. Nie wymagam ani pocieszenia, ani nie dzieje mi się krzywda. I to działa. Najbliżsi już nie czują się skrępowani, kiedy lecą mi łzy. Mama nawet przypomniała sobie, co mawiała babcia, jak płakałam, gdy byłam nastolatką: a daj jej spokój, niech sobie popłacze, dobrze jej to zrobi jak wyleje z siebie żal. I jak tu nie przyznać babci racji, mimo że było to wiele lat temu.

A gwoli naukowego spojrzenia: nadmierna emocjonalność może występować z kilku powodów. Pierwszym to wymieniony już przeze mnie stres, napięcie emocjonalne powodujące ból i nieumiejętność poradzenia sobie z emocjami. Drugim są zaburzenia w gospodarce hormonalnej, szczególnie u kobiet. Kolejnym to brak snu, niemożność zregenerowania się organizmu powoduje drażliwość i złą kondycję psychiczną. Następnym jest nieodpowiednia dieta i złe nawyki żywieniowe – szczególnie nadmiar cukru i węglowodanów powoduje pogorszenie się kondycji psychicznej. I wreszcie ostania przyczyna, najbardziej oczywista, a jednocześnie trudna do zniwelowania: depresja. Każda z przyczyn, wymaga przyjrzenia się swojemu organizmowi i poszukania pomocy u adekwatnego specjalisty.

6 komentarzy:

  1. mam to samo co Ty i też utrudnia mi to życie :P Płakać mi się chce w różnych sytuacjach, z urzędu tez kiedyś wyszłam z płaczem bo nie umiałam czegoś załatwić :P No cóż.. sama nie wiem jak temu zaradzić, jestem po prostu emocjonalna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja odkąd pamiętam, zawsze gdy mi coś nie wychodziło, reagowałam płaczem. Gdy dostałam w szkolę pałę, co mi niezmiernie rzadko zdarzało, kończyło się ryczeniem przez całe popołudnie. Gdy nie mogłam robić fikołka, oczywiście rozpłakałam się chociaż bardzo nie chciałam. Kończyło się zazwyczaj tym, że ktoś mnie usilnie pocieszał, odwracał moją uwagę, rozweselał na siłę, zamiast pozwolić mi na uporanie się z tymi emocjami. Gdy pojawiał się płacz, pojawiała się nerwowość i mówienie, no nie płacz już... nie płacz... nic się nie stało, wszystko będzie dobrze... Jedna mądra babcia, reagowała prawidłowo... ale to nie wystarczyło. Nauczyłam się wtedy, że takie "nieprzyjemne emocje" i ich objawy należy jak zneutralizować, a najlepiej mi wychodziło tłumienie. Nauczyłam się też tego, że płacz zwraca na mnie uwagę innych... Dokładnie ten sam mechanizm wykorzystują dzieci, gdy chcą nową zabawkę, loda itd... Krzyk albo płacz powoduje reakcję rodziców.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy dzienniczek uczuć, naprawdę pomaga się nauczyć przeżywania emocji?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. naprawdę pomaga. Zmusza do zatrzymania się na chwilę, nazwania tego stanu, tej emocji, którą przeżywasz, zaobserwowanie jakie pojawiają się myśli, jakie towarzyszą reakcje fizjologiczne i jakie podejmujesz działania. Spisując to zaobserwujesz także, jakie uczucia pojawiają się najczęściej, jak sobie z tym radzić, a co za tym idzie, zaczynasz widzieć obszary, które chcesz zmienić. Jak dzięki temu zaobserwowałam, że przy złości najczęściej się "zaciskam", czyli ściskam pięści, zaciskam szczęki i czuję ściśniecie żołądka. Przy lęku zaczynam "drgać", czyli dłonie mi drżą, zęby szczękają, serce kołacze i wzrasta temperatura, pojawiają się nawet zimne poty. Radość, serdeczność, zadowolenie, wesołość wiążą się z uśmiechem, nawet chęcią śpiewania, lekkością i niemal podskakiwaniem, natomiast wspomniany płacz obecnie towarzyszy wzruszeniu i żalowi, tylko przy odczuwaniu żalu moje ciało jakby się "zamykało", czyli przygrabiam się i rękoma wykonuje ruch, jakbym chciała się objąć.

      Usuń
  5. Odnoszę podobne wrażenie, że wyrażanie emocji, szczególnie tych nieprzyjemnych jest społecznie nieakceptowalne. Ale to chyba w dużej mierze zasługa przekonań, stereotypów, niewiedzy i lęku. Dlatego ludzie nie wiedzą jak się zachować gdy ktoś płacze, albo jak reagować na złość.

    OdpowiedzUsuń