poniedziałek, 15 września 2014

Rozwój osobisty



Używałam określenia rozwój osobisty wielokrotnie, chociaż chyba właściwie jeszcze nie zdefiniowałam co dla mnie oznacza. Rozwój osobisty to dla mnie rozwój człowieka jako istoty w każdym aspekcie: rozwój fizyczny, czyli zadbanie o swoje ciało poprzez zwiększenie ruchu fizycznego, przejście na zdrowszą dietę, używanie kosmetyków, pójście do fryzjera czy dobór garderoby. To także rozwój umysłowo-intelektualny, czytanie książek, przeglądanie artykułów, pisanie, rozwój emocjonalno-społeczny: rozpoznawanie, nazywanie i przeżywanie swoich emocji, nauka asertywności i empatii oraz rozwój duchowy, czyli nawiązanie harmonii z naturą, medytacja. Czy trzeba rozwijać się w każdym kierunku równomiernie czy skupić się na jakiejś jednej kwestii? No cóż rozwój osobisty to indywidualna sprawa każdego człowieka. Każdy powinien napisać swój własny plan, poprzez wyznaczanie celów krótkofalowych i tych dłuższych. Dla mnie na samym początku największe znaczenie miało zmierzenie się ze swoim ciałem, które było dla mnie największą przeszkodą i sprawiało mi najwięcej problemów. Gdy już ustabilizowałam czynności i nawyki typowo fizyczne, poczułam, że chcę czegoś więcej. Pojawiły się emocje i dzienniczek uczuć. Nauczyłam się o nich mówić i je akceptować. Potem wróciła pasja tworzenia, zaczęło się od biżuterii, a potem przeszło w pisanie.
Zaczerpnięto z www.sekretyrozwoju.com

Obecnie jestem na wakacjach, pierwszych od kilku lat. Oczywiście ulubionym zajęciem są kilkukilometrowe spacery plażą. I idąc po piasku, słuchając szumu fal, zadałam sobie pytanie a po co mi ten cały rozwój osobisty? Odpowiedzi zaczęły się nasuwać same. Po pierwsze idąc plażą poczułam się autentycznie wolna, spokojna i zrelaksowana. Na tu i teraz. Patrzenie i słuchanie morza daje mi mnóstwo przyjemności. Poczułam radość z tego, że tu jestem, że robię coś co sprawia mi ogromną satysfakcję i potrafię to zauważyć i poczuć całą sobą. A nie tak dawno tego nie potrafiłam. Nie zauważałam swoich potrzeb i pragnień. Nawet jeśli miałam jakieś uczucia, to nie bardzo potrafiłam je nazwać i zapewne dlatego tłumiłam. Teraz oddychanie pełną piersią nie sprawia mi już problemu. Stoję na plaży, wciągam morskie powietrze i nie mam absolutnie żadnego poczucia winy z tego powodu. Przemierzam kilometry, ale nie odczuwam, żadnego przymusu, że muszę dojść w konkretne miejsce. Słucham mojego organizmu i idę tyle, na ile mam w sobie siłę. Chociaż i tak nie wiem kiedy mijają dwie godziny. Przestałam się wstydzić siebie i tego jak wyglądam. Pracuję nad tym, ale zmieniam się w swoim tempie. Nagle przypomniałam sobie gabinet terapeutyczny i sesję o wartościach. O tym, co było dla mnie ważne, co dawało mi satysfakcję, co było moim celem, a porzuciłam na rzecz „myślenia wspołuzależnionego” .


  1. Radość z życia. Moje życie było szare i puste, każdy dzień był taki sam, czyli nijaki. Nie potrafiłam się cieszyć zapachem kawy, blaskiem słońca, przyjemnością spacerowania. Teraz to czuję, poczułam, że mam przed sobą jeszcze kawał życia i powinnam się cieszyć z każdego dnia. Moja radość z każdego dnia, wzmacnia u mnie pozytywne myślenie i optymizm. I to są wartości, które chcę pielęgnować każdego dnia.
  2. Zdrowie. Sukcesywnie zaniedbywałam swój stan zdrowia, ignorowałam pomniejsze dolegliwości, co skończyło się chronicznymi nerwobólami, migrenami, bólami kręgosłupa, zaniedbaniem wyglądu i kondycji. Wyglądałam i czułam się tak samo, czyli byle jak. Obecnie nie jest idealnie, ale zaakceptowałam to jak wyglądam. Nie jest to obraz, który mnie zadawala, więc widok w lustrze tylko mnie motywuje do dalszej walki o siebie i możliwość czucia się piękną kobieta. Ciężka praca nad sobą dzień po dniu, nad akceptacją i motywacją.
  3. Rodzina i przyjaciele. Chociaż mam niewielu przyjaciół, to nawet tą garstkę od siebie odseparowałam. Unikałam mówienia prawdy rodzinie, odsuwałam się do najdalszego kącika, jaki mogłam sobie znaleźć, przejawiałam skrajną niechęć do jakichkolwiek spotkań, miałam trudności w relacjach i nawiązywaniem nowych. A teraz i tu zmieniam swoje nastawienie i otoczenie po kawałeczku. Otwarłam się na poznawanie nowych osób, z grupy takich jak ja: współuzależnionych. Spotkałam wiele fantastycznych osób na terapii i spotkaniach Al – Anon. Zdałam sobie sprawę, że mój krąg wsparcia jest bardzo skromny i powinnam go powiększać. Człowiek nie żyje sam i o relację z innymi musi dbać jak ogrodnik o piękne kwiaty w swoim ogrodzie.
  4. Miłość. Nigdy nie przestałam kochać, chociaż miłość mnie zawiodła. Uczucie fantastyczne i każdy musi mieć kogoś, kogo kocha, ale totalnie nie sprawdza się w sytuacjach trudnych. Zadawałam sobie wielokrotnie pytanie czy warto kochać? Czy moja romantyczna miłość nie zamieniła się w toksyczne uczucie. Ale jak pisałam, nadzieja, którą nosiłam w sobie zawróciła i miłość ze złej drogi. Miłość to jedno z tych uczuć, dla którego i o które warto walczyć. Ale praca w związku to praca obu osób, nad sobą i nad uczuciem. Inaczej uschnie jak samotna róża w tajemniczym ogrodzie.
  5. Pasje. Jak można mieć hobby, jeśli życie po prostu przygniata. Jeśli jestem tak wyczerpana energetycznie, że nie mam siły wziąć długiego prysznica i nasmarować się balsamem, to skąd mam wykrzesać iskierkę tworzenia? Jak mam czytać, skoro zazwyczaj otwarłam książkę i 10 minut bezmyślnie przebiegałam wzrokiem te same trzy wersy? Wystarczyło przestać marnować energię, żeby wszystko udawało się zrobić. Odrobina dobrych chęci, wystarcza, aby znaleźć czas na twórczość i rozwój.
  6. Szczerość. Byłam naiwna jak dziecko i równie naiwnie się dawałam oszukiwać systemowi iluzji i zaprzeczeń. Dawałam się oszukiwać mężowi i oszukiwałam sama siebie. Nie chciałam nawet słuchać innych, którzy patrząc na sytuacje z boku, mieli racjonalny obraz mojej sytuacji. Jestem teraz szczera, napisałam o tym, kłamstwo, unikanie prawdy może zmienić sytuacje na chwile, ale w dłuższej perspektywie jest bardzo nie ergonomicznie i pochłania ogromne ilości energii, które można wykorzystać na bardziej konstruktywne działania.
  7. Piękno. Świat i inni ludzie stali się w moich oczach tacy jak ja: brzydcy i nijacy, bez wyrazu.  Straciłam swoje poczucie estetyki, wrażliwość na piękno sztuki, muzyki, przyrody. Wierszy nie czytałam, obrazy były szarymi bohomazami, a ludzie bezkształtnymi cieniami. Teraz potrafię się zachwycić zachodem słońca czy uśmiechem dziecka. O pięknych sukienkach nie wspominając.
  8. Asertywność. Trudno być asertywnych żyjąc cały czas w postaci uległej ofiary. Nawet ofiary losu, której z tym dobrze. A tyle można wokół siebie zmienić, zmieniając siebie. Patrzeć na świat z pozycji osoby, która wie czego chce i jak to osiągnąć. Asertywności warto się uczyć każdego dnia.
  9. Kobiecość i romantyzm. Współuzależnienie zabiło we mnie motyla i zamieniło mnie w larwę. Wielką tłustą i brzydką. Czułam się jak jakiś robot – garkotłuk, a nie jak kobieta. Moja wewnętrzna romantyczka spakowała walizkę i pojechała do krainy marzeń. Długo musiałam jej tam szukać i skłonić, żeby do mnie wróciła.
  10. Pewność siebie. To chyba kwintesencja utraty pozostałych wartości, nie mając optymizmu, nie mając nikogo, na kim mogłabym się oprzeć, czując się źle i fizycznie i sama ze sobą, będąc uległą, bez wiary w przyszłość, nie mogłam czuć się pewnie. Nadal mam chwile, że czuję jakby szła na linie nad przepaścią, szczególnie w nowych sytuacjach, poznając nowe osoby. To wartość, którą długo jeszcze będę budować mozolnie każdego dnia.

Reasumując, mój plan na rozwój osobisty właśnie sobie zarysowałam, rozmyślając nad zadaniem terapeutycznym w ramach programu indywidualnego. To tylko umocniło mnie w przekonaniu, że zmiana, która we mnie zaszła jest trwała i jest sporym krokiem na mojej ścieżce rozwoju osobistego. I to odpowiedź na pytanie po co mi ten rozwój. Aby znajdować satysfakcję w małych rzeczach i cieszyć się nawet z małych sukcesów. Ale tych kroków mam przed sobą jeszcze wiele, aby powiedzieć, że terapia zakończyła się sukcesem, a po terapii jeszcze długa droga, bo wartości i cele warto rozwijać aż do końca ziemskiej wędrówki. I dopiero wtedy można stanąć u kresu z podniesioną głową i spoglądając się za siebie uśmiechnąć się. Bo warto żyć.

4 komentarze:

  1. Piękny plan na rozwój, taki poetycki niemal. Romantyczka napewno wróciła, larwa nie byłaby w stanie tak pięknie i kwieciście opisać swoich celów. Nie jest ważne piękne ciało, droga autorko - duszę masz przepiękną!!! Tak trzymaj, życzę powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. Staram się. Chociaż larwę mam w sobie. Zainspirowała mnie Maryla z Kabaretu Jurki piosenką "Papilio Uterus" - gdy jej słucham, mam wrażenie że to zupełnie o mnie... Takie trochę w myśl powiedzenia: motylem byłam, ale utyłam... http://dziekibogu.tvp.pl/wideo/polecane/jurki-papilio-uterus-14579087/

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze mówiąc, zazdroszczę Ci tego, że masz pomysł na siebie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Warto przeczytać poradniki, jednak moim zdaniem dużo lepsze efekty dają kursy rozwoju mentalnego. Pod okiem specjalistów można się bardzo dużo nauczyć.
    https://przewodnikwewnetrzny.pl/milosc-do-zycia-jak-zyc-w-zgodzie-i-szczesciu-ze-soba-i-innymi/

    OdpowiedzUsuń