Aby coś znaleźć, powinieneś przestać szukać.
To, czego szukasz, znajdziesz w ostatnim z możliwych miejsc. (prawo Murpiego)
Te powiedzenia,
teoretycznie nic wspólnego oprócz mianownika ze sobą nie mają, ale… wrzucę moje
trzy groszy babskiej analizy. One nie są sprzeczne ze sobą, choć na pierwszy
rzut oka tak można je odczytać. Dla mojego kobiecego umysłu jedno wynika z
drugiego. Pierwsze ma pochodzenie biblijne, zachęca do podejmowania działania.
Wiadomo – bez tego nie osiągnie się celu, bo trudno cokolwiek znaleźć, jeżeli
się nie zacznie poszukiwań. To działa, nawet wtedy kiedy siedzimy na fotelu i
szukamy „oczami”, jak to mawiała moja ulubiona pisarka – Joanna Chmielewska.
Jednocześnie zawiera obietnicę znalezienia, więc jest jednoznacznie pozytywne.
Szukać niekoniecznie trzeba konkretnej rzeczy, można szukać jakiś wartości np.
rozwiązania problemu, szczęścia w koniczynie, miłości w deszczu, celu w życiu,
a można prozaicznie: igły w stogu siana, kota w krzakach, komórki w torebce … Przy
tym ostatnim zmierzamy nieuchronnie do powiedzenia mojej babci. No fakt,
czasami jak się szuka zbyt długo, intensywnie i bez efektu dopada nas
frustracja. Zamiast szukać logicznie zaczynamy się zamieniać w pana Hilarego, i
nasze czynności tracą sens.
Szukaliście kiedyś kluczy albo komórki? A czy
poszukując tych zwykłych kluczy nie pootwieraliście szuflad z bielizną, co było
bez najmniejszego sensu, bo klucze godzinę temu były używane, a szuflad nikt
nie otwierał? No chyba, że jesteście rodzicem jakiegoś niesfornego dziecka, lub
właścicielem kapucynki, ewentualnie fretki. Wtedy otwieranie szuflad jest jak
najbardziej logiczne. Czasami trzeba po prostu przerwać i usiąść, dać mózgowi
się zresetować i poczekać, aż zadziała prawo Murpiego. Czyli przypomnimy sobie,
że kluczyki mogły się zaplątać przy rozpakowywaniu zakupów i odnaleźć je w
lodówce, albo w szafce z makaronem. Przypominamy sobie, że godzinę temu
skończyliśmy rozmawiać z ulubioną ciocią i chyba dopadła nas niepohamowana
potrzeba uczesania się. Nagle przestaje dziwić ta szczotka w torebce, a komórkę
najspokojniej znajdujemy na półce pod lustrem. No chyba, że mimo wszystko
musimy pozwolić zadziałać prawu Harpera. Niestety po zakupieniu drugiego
aparatu, czas poszukiwania komórki w torebce wydłuża się dwukrotnie, gdyż w
pierwszej kolejności znajdziemy tę, która akurat nie dzwoni.
Przy poszukiwaniu rzeczy
niematerialnych działa to całkiem podobnie. Zacznijmy od rozwiązywania
problemów nazwijmy to naukowych. Ile razy myślałam nad jakimś tekstem, nie
mogąc odnaleźć weny, polotu, idealnego planu tekstu. W końcu po godzinie
męczenia się wychodziłam się przewietrzyć i 4 kilometry od domu przychodziła
„eureka” i powiedzenie „dziękuję babciu”? Ile razy poszukiwałam dobrego tematu
gapiąc się bezproduktywnie w komputer, a gdy weszłam pod prysznic nagle
doznałam olśnienia. To działało nawet, gdy będąc dzieckiem nie mogłam zrobić
jakiegoś zadania domowego. Rozwiązanie zawsze przychodziło, gdy szłam do kuchni
zrobić sobie coś do jedzenia, gdy sprzątałam, czy wychodziłam na dwór. Czyli
dokładnie wtedy, gdy przestawałam szukać, i znajdowałam je zupełnie w innym
miejscu niż pierwotnie zakładałam. Znowu po pierwsze babcia, a po drugie pan
Murphy.
Tak samo jest również z
wszystkim co nas trapi. Z poszukiwaniem szczęścia, celu w życiu, a nawet przy
borykaniu się z wszelkimi problemami, zmartwieniami i bolączkami. Wiadomo, że
problem pozostawiony sam sobie nie zniknie, ale uporczywe zamartwianie się nim
powoduje tylko utratę energii. Im dłużej go nosimy ze sobą tym staje się cięższy,
w końcu dopada nas odrętwienie i problem przerasta nasze możliwości,
zwiększając jeszcze bardziej frustrację. A wystarczy go odstawić na trochę.
Może w tym czasie przyjdzie na myśl dobre wyjście z trudnej sytuacji? Im częściej wspominam
swoją babcię, tym bardziej dostrzegam, jaka to była mądra kobieta i ile mi
przekazała swojej „życiowej wiedzy”. Mimo, że byłam wtedy nastolatką i nie
bardzo umiałam tą wiedzę dostrzec. Ale jak widać w pamięci długotrwałej
pozostała.
A jest jeszcze: nie szukaj daleko, tego co masz blisko... :)
OdpowiedzUsuńAlbo cudze chwalicie, swego nie znacie:) Sporo komedii romantycznych opiera się na tym, że bohater szuka szczęścia za górami, lasami, morzami, a ma je dosłownie za rogiem;)
UsuńBiega, szuka pan Hilary, gdzie są moje okulary.... Przypomniał mi się ten wierszyk z dzieciństwa, ogólnie czytając tego posta wróciły mi wspomnienia z czasów, gdy chodziło się do szkoły...
OdpowiedzUsuń