sobota, 23 sierpnia 2014

Przyjaźń na miarę





Kiedyś zadałam sobie pytanie, kim właściwie jest przyjaciel? Bliską osobą, spoza rodziny, na którą można zawsze liczyć. Oczywiście to prawda, sama mam takich przyjaciół. Ale właściwie dlaczego spoza rodziny? Czy miłość dwojga ludzi czy więzy pokrewieństwa wykluczają przyjaźń? Zapewne patrząc się na parę staruszków trzymających się w parku za ręce nasunie nam się myśl – łączy ich miłość aż po grób… Ja natomiast zaryzykuję stwierdzenie, że po grób ich łączy, ale przyjaźń. Zadajmy sobie pytanie: co czujesz do przyjaciela i jak mu to powiesz? Czy potrafimy osobie, która towarzyszy nam przez wiele lat życia, zawsze stojąc po naszej stronie, dając wsparcie i ciepło powiedzieć kocham Cię? A dlaczego nie? Dlaczego najczęściej mówimy lubię Cię, jesteś ważną osobą w moim życiu? Przecież przyjaźń to jedna dusza w dwóch ciałach, przy przyjacielu możemy głośno myśleć, albo milczeć przez godzinę i dobrze się przy tym czuć. To czemu potrafimy powiedzieć kocham Cię obcej osobie, po dwóch miesiącach znajomości, a nie potrafimy przyjacielowi, który jest przy nas od kilkudziesięciu lat?


Większość nowożeńców składając przysięgę „na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie” nie zdaje sobie sprawy, że miłość sprawdza się tylko połowie tej przysięgi. Miłość daje uniesienie, uskrzydla i czyni szczęśliwym, kiedy jest dobrze, gdy jesteśmy zdrowi, gdy wszystko się układa, nie ma problemów emocjonalnych, behawioralnych i finansowych. Gdy jednak przychodzi to „źle”, w chorobie, nieszczęściu i kłopotach – miłość kompletnie się nie sprawdza. Nie potrzebujemy wtedy ekscytacji i motyli w brzuchu, tylko wsparcia, ciepła i pocieszenia. W trudnych chwilach egzamin zdaje przyjaźń. Nurtował mnie swego czasu dylemat, dlaczego tyle jest rozwodów wśród młodych małżeństw po dwóch, trzech latach czasem? Przecież w dniu ślubu zgodnie twierdzili, że się kochają. I rzeczywiście kochali się, może nawet w chwili rozwodu jeszcze z tej miłości wiele z nich jest, ale w trudnych chwilach zabrakło im przyjaźni. I wszystko się rozlatuje. A może wystarczyłoby zamiast ratować miłość, raczej zbudować przyjaźń. Może dlatego też w przyjaźni damsko-męskiej czasami seks wszystko psuje. Bo seks potrzebuje miłości.

Czego zatem oczekuję od przyjaciela? Wsparcia w trudnych momentach. Przyjaciel wie wszystko bez słów, kiedy pocieszyć, a kiedy odejść. Przyjaciel służy chusteczką, rękawem do wypłakania się. Pogłaska po głowie i przytuli, gdy jest smutno i źle. Do przyjaciela można zadzwonić i ponarzekać po skrajnie złym dniu. Przyjaciel zrobi zakupy, ugotuje wzmacniający rosół i wyprowadzi psa, kiedy choroba uziemi w łóżku. Przyjaciel powie, że ślicznie wyglądam w sukience, ale buty ubrałam koszmarne. Przyjaciel wyciągnie pomocną dłoń, gdy wpadnę w kałużę; poda parasol, gdy pada deszcz i szklankę wody w upalny dzień. No tak, można by pomyśleć, że przyjaciel to taka trochę brygada Ryzykownego Ratunku, na dodatek całodobowa i charytatywna. Ale przecież do przyjaciela zwracamy się, kiedy dostaniemy awans, podwyżkę, wygramy w totka... Chcemy podzielić się radością, uczcić sukces, złożyć świąteczne życzenia, pochwalić się, pogadać o normalnych sprawach codziennych. I w tym miejscu zadam pytanie: a czyż dokładnie tego samego nie oczekujemy od współmałżonka? Ja odpowiem tak. Od męża nie oczekuję tylko romantycznych gestów, seksualnej fascynacji i miłosnych wyznań. Powinien też stać mocno na ziemi i być dla mnie wsparciem, kiedy potrzebuję, aby mnie ktoś przytulił. Więc powinien być mi także przyjacielem.

Ale przyjaźń to relacja w obie strony. Nie polega tylko na braniu, wymaga też dawania: wartość przyjaciela sprawdza się, gdy dopadnie nas nieszczęście, ale gdy to przyjaciela spotka nieszczęście sprawdza się wartość własnego siebie. Właściwie to wzajemność w przyjaźni niczym odkrywczym nie jest, nasz przyjaciel ma prawo potrzebować chusteczki, parasola, szklanki wody, rękawa i pocieszenia. I teoretycznie chcemy mu to dać. Teoretycznie, bo praktyka wygląda rozmaicie. Niektórzy więcej biorą, niż chcą dać. Inni dają więcej niż chcą brać. Jeszcze inni potrafią fantastycznie pocieszać, ale z trudem im przychodzi cieszyć się sukcesem przyjaciela. Ale zgodnie z przysłowiem, ilość przyjaciół zazwyczaj kurczy się na zakrętach, w chwilach próby. Bo złoto sprawdza się w ogniu, a przyjaźń w nieszczęściu.

A teraz wyobraźmy sobie następującą sytuację: w pracy mieliśmy ciężki dzień, klientów było tyle, że nawet podrapać się czasu nie było, potem jeszcze kilka spraw do załatwienia, z koszmarnymi zakupami na końcu. Gdy docieramy do domu marzymy o czymś ciepłym do wypicia i wyciągnięciu się na kanapie. Ostatnią rzeczą, na jaką mamy ochotę jest 10 kilometrowa przejażdżka rowerowa, na którą umówiliśmy się z przyjaciółką. Chwytamy za telefon i przekładamy, przecież to nasza przyjaciółka, to zrozumie. Albo inna sytuacja: wyjeżdżamy o 6 rano, wstać trzeba o 4.30, przygotowywaliśmy się do wyjazdu tydzień i ostatnią rzeczą, o której chcemy słuchać o drugiej w nocy są problemy żołądkowo-jelitowe pudelka naszego przyjaciela. Powinien zrozumieć, że nie odbierzemy telefonu, przecież to nasz przyjaciel. No właśnie przyjaciele powinni wykazywać się zrozumieniem. A teraz jeszcze raz popracujmy swoją wyobraźnią – teraz to my jesteśmy przyjaciółką, która 3 dni przygotowywała się do wypadu rowerowego, zrobiła kanapki, termos z kawą, wybrała miejsce na piknik. Albo zachorował nasz pies, którego mamy 15 lat i nie wyobrażamy sobie jego odejścia, czujemy głęboki smutek, narastający żal i musimy z kimś o tym porozmawiać. I jak w tej sytuacji ze zrozumieniem? Nadal jest takie oczywiste? 

Złotej rady nie będzie, bo przyjaźń to też sztuka kompromisu, podobnie jak małżeństwo. Ale do przyjaźni też powinno się podchodzić asertywnie. Asertywność to tak naprawdę sztuka życia. A pamiętacie co pisałam o asertywności? Traktujmy innych, tak jak chcielibyśmy być sami potraktowani. Bywają chwile, kiedy trzeba poświęcić zaspakajanie swoich potrzeb dla dobra przyjaźni. I doskonale wiemy, jakie to chwile, jeśli jesteśmy tym prawdziwym przyjacielem. Czasami trzeba z kimś posiedzieć całe popołudnie nawet w ciszy, tylko po to, żeby nie czuł się samotny. Czasami trzeba komuś zamienić smutek w radość nie pytając o przyczynę, czasami trzeba być „aniołem”, który podniesie drugiego człowieka, gdy zapomni jak latać. I przyjaciele to czują. W takich chwilach są. Ale powinniśmy też uszanować potrzeby przyjaciół. Prosząc o pomoc trzeba wziąć pod uwagę, że przyjaciel może być zmęczony, albo po prostu nie jest w stanie naszej prośby spełnić. Ale absolutnie nie oznacza to, że przestał być naszym przyjacielem. Mamy również prawo odmówić przyjacielowi, ale bądźmy w tym szczerzy i podawajmy rzeczywiste powody, a nie wyimaginowane. Wtedy faktycznie przyjaciel zrozumie. Zawsze podtrzymujmy relacje i wzajemny szacunek, gdyż prawdziwa przyjaźń jest tego warta. I nie wstydźmy się mówić przyjaciołom, co do nich naprawdę czujemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz